Jak pisze "Fakt", o godz. 1.26 zaalarmowani strażacy ruszyli na pomoc. Przed Sejm zajechało sześć strażackich zastępów na sygnale. A w budynku cisza i spokój. - Okazało się, że to fałszywy alarm – mówi Faktowi Grzegorz Mszyca, rzecznik warszawskiej straży pożarnej.
>>> Sejmowe linie lotnicze. Jak posłowie latają za nasze?
Sprawcą całego zamieszania był Jerzy Machejek z Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. – Zabłądziłem gdzieś, otworzyłem jakieś drzwi, nie mogłem wyjść i pomogła mi wyjść Straż Marszałkowska – opowiada gazecie urzędnik.
Dziennikarka "Faktu" podszyła się pod pracownika kancelarii premiera i zadzwonila do Majcerka z prośbą o wyjaśnienie całej sytuacji. Doradca ministra Boniego ze szczegółami tamtej nocy odtworzyć nie potrafił. – Nie pamiętam, żebym naciskał przycisk alarmu pożarowego - przyznaje Majcherek. Ale dobrze pamieta, że za kołnierz wtedy nie wylewał. - Wie pani jak to jest, o kieliszek za dużo, czy o pół piwa za dużo się wypiło – wyznał szczerze urzędnik.