Artur S. wraz ze wspólnikami okradał w 2008 i 2009 roku domy jednorodzinne na terenie Poznania, Lubonia, Murowanej Gośliny, Tarnowa Podgórnego i Śremu. Do tej pory oskarżono go o 25 włamań. Nie wiadomo jednak, czy to już wszystkie sprawy, w które uwikłani byli podejrzani.
Mężczyźni kradli rzeczy cenne i łatwe do wyniesienia: pieniądze, monety, aparaty fotograficzne.
Artur S. podczas trwania procesu początkowo był przetrzymywany w areszcie, jednak prokuratura uznała, iż nie ma dalszych podstaw do ograniczania jego wolności. Oskarżony nie przejął się zbytnio nadzorem policyjnym i pomiędzy procesami znów zaczął okradać mieszkania.
Został przyłapany podczas włamywania się do domu na poznańskich Jeżycach. Zabrał iPoda i kolekcję numizmatyczną o łącznej wartości 8 tysięcy złotych. Artur S. przyznał się do winy, więc policja go nie zamknęła.
- Areszt nie jest środkiem, który ma zapewnić prawidłowy przebieg postępowania - tłumaczy Joanna Ciesielska-Borowiec z Sądu Okręgowego w Poznaniu w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim” - Jeśli nie ma obawy, że podejrzany będzie wpływał na zeznania świadków, nie ukrywa się i nie grozi mu wysoki wyrok, nie można go przetrzymywać w celi.
Taki układ może i jest zgodny z prawem, ale na pewno nieprzekonujący dla tych, których Artur S. okradł już po rozpoczęciu sprawy w sądzie i tych, których być może okradnie w ciągu najbliższych tygodni.