- W końcu żona oskarżyła mnie o znęcanie się, a prokurator zatrzymał i zabronił zbliżać się do domu. A ja tylko chciałem mieć dowód zdrady... - opowiada mężczyzna.
Pan Kamil zaczął podejrzewać wybrankę już dwa lata temu. - Nagle zaczęła znikać z domu. Ciągle o tej samej porze - tłumaczy mąż.
Zdruzgotany mężczyzna nie chciał dłużej znosić niepewności. Postanowił zdobyć dowód zdrady za wszelką cenę. I zamienił się w detektywa.
- Zacząłem nagrywać rozmowy z żoną - przyznaje. Jak sam stwierdza, w razie czego miałby dowody do sprawy rozwodowej. Zamontował także żonie w komputerze program szpiegujący.
Ale to mu nie wystarczało. Chciał śledzić Justynę takżewtedy, gdy wychodziła z domu. Dlatego przyczepił pod jej samochodem specjalny nadajnik GPS. Dzięki niemu wiedział o każdym ruchu żony.
Pani Justyna w pewnym momencie zorientowała się, że coś jest nie tak i o tajemniczym przedmiocie pod zderzakiem auta poinformowała prokuratora. Samochodem podjechała pod budynek prokuratury. Zaczęła się awantura... Budynek ewakuowano, zamknięto ulicę, a podejrzane urządzenie odmontował robot pirotechniczny.
- Żona wiedziała, że to GPS - zapewnia pan Kamil. - Sam jej o tym wcześniej powiedziałem - dodaje. Według niego kobieta zgłosiła się do prokuratora, bo chciała go pogrążyć.
Wkrótce potem pani Justyna zgłosiła śledczym, że mężczyzna znęca się nad nią fizycznie i psychicznie. - Ale ja naprawdę nigdy nie zrobiłem jej krzywdy. Tylko ją śledziłem, bo mnie zdradzała - mówi mężczyzna. Justyna T. nie chce rozmawiać o przeszłości. - Dla dobra dzieci - tłumaczy. Były mąż też powinien to zrozumieć - mówi.
W Sądzie Rejonowym w Obornikach za zamkniętymi drzwiami toczy się sprawa przeciwko Kamilowi. O znęcanie. - Uważam, że prokurator, oskarżając mnie, popełnił błąd. W sądzie na pewno to udowodnię - stwierdza mimowolny terrorysta.