Po wyjeździe na dobrze płatną posadę do Brukseli Jarosław Kalinowski zniknął z polskiego podwórka politycznego. Rzadko pokazuje się w mediach, nie udziela wywiadów. Nie angażował się też w ostatnią kampanię prezydencką. "Super Express" podpatrzył jednak polityka w jego rodzinnym Jackowie Górnym (woj. mazowieckie), jak w towarzystwie syna, zięcia i wnuka taszczył przez wieś dziecięce łóżeczko. Ta kawalkada wprawiła nas w spore zadziwienie. Czyżby w życiu europosła PSL zaszły jakieś zmiany?
- To wszystko dla mojego trzyletniego wnuka. Żeby malec mógł wygodnie spać, pożyczyłem łóżeczko od mojego syna, który mieszka niedaleko. A Staś dzielnie nam asystował przez całą drogę - tłumaczy Kalinowski. Takie wyzwanie to dla niego pestka. Jednak niedługo Kalinowski może mieć większy problem, niż zorganizowanie łóżeczka dla wnuka. Jako przewodniczący Rady Naczelnej PSL jeszcze przed poselskimi wakacjami musi zwołać jej posiedzenie. A tam zanosi się na ostrą jatkę, bowiem rozliczenia kierownictwa partii za słaby wynik w wyborach prezydenckich domaga się coraz więcej ludowców z Januszem Piechocińskim (50 l.) na czele.