Były ordynator oddziału kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie ma postawionych 41 zarzutów korupcyjnych. Wczoraj warszawski sąd rozpoczął nowy wątek w jego procesie - mobbingu wobec podwładnych. Prokuratura zarzuca lekarzowi m.in. znęcanie się psychiczne nad podległymi lekarzami, zastraszanie i poniżanie personelu, utrudnianie podnoszenia kwalifikacji zawodowych oraz limitowanie prawa do wypoczynku.
Mirosław G. nie przyznaje się do zarzutów. Jednak zeznania jego byłych pracowników nie pozostawiają wątpliwości, że praca u niego była koszmarem.
- Podstawową motywacją do pracy był strach, strach o pieniądze - mówił 34-letni Łukasz Ch., młodszy asystent. Jak opowiadał, goła pensja kardiochirurga to było jakieś 1,2 tys. zł. Dorobić można było na dyżurach, a przede wszystkim premiach. Problem w tym, że premia zależała od Mirosława G.
- Wysokość premii zależała od doktora G. i nie rządziły nią żadne reguły, a ograniczenie liczby dyżurów było formą kary - podkreślał.
Złe wspomnienia z tej współpracy ma również 37-letni Michał K. - Wyszydzał mnie, moich kolegów i koleżanki. Władza jego była absolutna - opowiadał. - Praca u dokora G. była jednym z gorszych doświadczeń w moim życiu - podkreślił.
- Pracowaliśmy całymi tygodniami, praktycznie nie wychodząc ze szpitala. Cały czas bałem się, że moje zarobki zostaną zredukowane – zeznawał z kolei Adam K.
Wszyscy z podwładnych Mirosława G., którzy zeznawali przed sądem, ostatecznie nie wytrzymali presji i zrezygnowali ze współpracy z nim.