I przerwała mi pasjonujące telewizyjne widowisko - "Wszyscy obrzucamy się błotem". A właśnie usłyszałem od wicemarszałka Niesiołowskiego, że nie powiedział esbekom tego, co powiedział, zeznając w 1970 roku. A fakty i protokoły, że puścił farbę, są mocno wskazujące. Choć nie dla wszystkich. Bo inny prawdziwy bohater (podkreślam - prawdziwy) "Ruchu", czyli grupy młodych ludzi, którzy w 1970 roku chcieli spalić muzeum Lenina - poseł Andrzej Czuma - stwierdził, że "Niesioł" nie sypał. A czytam, że... Więc komu wierzyć?
Chciałbym Jarosławowi Kaczyńskiemu, który aferę z Niesiołowskim wywołał. Że mu o prawdę historyczną chodzi. Ale to przecież on promował w PiS otwarcie współpracującego z esbekami innego działacza "Ruchu", Wiesława Jana Kurowskiego.
Ech! Babcia ma rację. Prawda jest w "M jak miłość".