Nieoficjalnie wiadomo, że za zniknięciem posła stoi sam premier Donald Tusk (53 l.). - Janusz dostał wyraźne polecenie, żeby siedzieć teraz cicho - mówi "SE" bliski współpracownik szefa rządu.
Przeczytaj koniecznie: Palikot skazany za picie alkoholu na rynku w Lublinie!
Nie ma go w mediach i na konferencjach prasowych. Jego złośliwe komentarze w internetowym pamiętniku ustąpiły miejsca wyważonym dwuzdaniowym opiniom. Kiedy ostatnio pojawił się w Kazimierzu Dolnym, gdzie znajduje się jego działka, załatwił szybko swoje sprawy i odjechał do Lublina, gdzie zamknął się w domu.
W połowie kwietnia, właśnie pod posiadłością Palikota, odbyła się pikieta. Według "Gazety Wyborczej", demonstracja miała charakter cichego sprzeciwu. Młodzi ludzie w milczeniu trzymali transparenty, z których biły nieprzychylne Palikotowi hasła, np. "Panie pośle, złóż mandat".
Patrz też: Joanna Mucha chce wykończyć Palikota
- Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Janusz drwił z prezydenta Lecha Kaczyńskiego i wiele osób będzie mu to pamiętać. Gdyby po katastrofie zabierał głos na bieżące tematy, ludzie wściekliby się na PO. I tak słupki poparcia nam spadły, a po wystąpieniach Janusza poleciałyby znacznie bardziej - mówi "SE" anonimowo jeden z liderów Platformy.
A Waldy Dzikowski (51 l.), wiceszef PO, stawia kropkę nad "i": - Do tej pory Janusz często prowadził swoją politykę indywidualnie. Ale musi pamiętać, że Platforma gra zespołowo i jest jedną drużyną grającą do jednej bramki. Myślę, że jest na tyle odpowiedzialnym politykiem, że to rozumie i jego wyciszenie, które ma teraz miejsce, będzie trwałe.