A szef jego kancelarii Tomasz Arabski (41 l.), który korzystał z rządowego Jaka-40, naciągając podatników na niepotrzebne wydatki, bije się teraz w piersi.
Poniedziałek, godz. 14.10. Lotnisko na warszawskim Okęciu. Właśnie wylądował samolot rejsowy z Gdańska do Warszawy. Z maszyny razem z innymi pasażerami wychodzi szef rządu i minister Tomasz Arabski. Za podróż tych dwóch polityków zapłaciliśmy najwyżej 800 złotych. Niestety, jak już pisaliśmy, piątkowa podróż premiera rządowym samolotem z Warszawy do Gdańska nie była już taka tania. Kosztowała podatników ponad 22 tysiące złotych. Szef rządu ma prawo korzystać z wojskowych maszyn, ale Tomasz Arabski, który leciał razem z nim do Gdańska do domu, już nie.
- W piątek leciałem służbowo. W sobotę wraz z premierem mieliśmy bowiem spotkanie wigilijne w Jerzycach. Z reguły jeżdżę do domu pociągiem. Przyznaję jednak, że kiedy w samolocie jest wolne miejsce, lecę do Gdańska razem z szefem rządu. Jest to jedna z nielicznych okazji, by porozmawiać z premierem - tłumaczy się nam Arabski.
- Zgadzam się, że nie jesteśmy do końca konsekwentni w sprawie oszczędności podczas przelotów. Czasem nawet najlepsze intencje weryfikuje życie - tłumaczy się Arabski.