"Super Express": - Minister Skarbu Aleksander Grad, mimo, że nie udało mu się sprzedać stoczni, nie został zdymisjonowany. Jak pan to ocenia?
Andrzej Chronowski: - Wciąż znamy za mało szczegółów.
- Czy nie wystarczy to, że premier zapowiedział wyrzucenie ministra z rządu, jeżeli priorytetowy cel nie zostanie osiągnięty?
- Ma pan rację. W polityce należy dotrzymywać słowa. A premier Donald Tusk zapowiedział to publicznie. Nie jest konsekwentny.
- Nie udało się uratować przemysłu stoczniowego - klęska. Można było uratować chociaż resztki przyzwoitości, jak wierność zapowiedzi kary. Dlaczego premier tak nisko ceni własne deklaracje?
- Nie wiem, ale nie ma przecież ludzi niezastąpionych. Można sięgnąć do pozapolitycznego zaplecza i znaleźć eksperta, który szybko by się wdrożył w kierowanie resortem. Donald Tusk najwyraźniej uważa jednak, że Aleksander Grad jest tak bardzo zaangażowany w szeroko pojęty plan prywatyzacyjny rządu, że tylko on potrafi nadal się z tym zmagać.
- Dlaczego minister nie poradził sobie z problemem stoczni?
- Zacznę od tego, że byłem bardzo zdziwiony, iż rząd uparł się na szukanie inwestora zagranicznego. W postaci dywidendy jest do wydania 15 mld złotych zablokowanych w grupie kapitałowej PZU! To o co my jeszcze walczymy? Do restrukturyzacji można użyć inwestora finansowego - przecież w Polsce są bogate spółki, takie jak Orlen czy Rafineria Gdańska, a przede wszystkim PKO, które mogłyby być inwestorem przejściowym. Bo najpierw trzeba zrestrukturyzować przemysł stoczniowy - zrobić z nim porządek. Nie rozumiem, dlaczego Skarb Państwa zamiast zająć się takim projektem, szukał 381 mln złotych poza granicami kraju.
Andrzej Chronowski
Minister Skarbu Państwa w rządzie Jerzego Buzka