Świadkowie tego niesamowitego wypadku nie mają wątpliwości, że nad 46-letnim mieszkańcem Ełku po prostu czuwała opatrzność. Bo jak racjonalnie wyjaśnić to, co się stało? Tego dnia Kazimierz Włodarczyk umówił się na rozmowę o pracę na placu budowy jednego z osiedli mieszkaniowych. Przyszedł przed czasem, więc przechadzał się po terenie, obserwując uwijających się robotników. W pewnej chwili zagapił się na koparkę i... poczuł potworny ból w okolicach lewego oka. Z przerażeniem stwierdził, że nadział się na stalowy pręt zbrojeniowy, sterczący z betonowej konstrukcji. Był jak ryba schwytana na haczyk, a najmniejszy ruch głową powodował ból rozrywający czaszkę.
Na pomoc nieszczęśnikowi rzucili się pracujący w pobliżu robotnicy. Za pomocą specjalnych nożyc odcięli pręt od betonu i wezwali pogotowie. Z wystającym z głowy zardzewiałym żelastwem pan Kazimierz został przetransportowany śmigłowcem do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku (woj. podlaskie) i trafił na stół operacyjny w klinice otolaryngologii.
Zobacz: Tragiczny wypadek na Pomorzu. NIE ŻYJĄ 3 osoby w tym poszukiwany listem gończym!
Operował go dr Andrzej Sieśkiewicz (45 l.). - Operacja trwała ponad 1,5 godz. Pręt wbił się na głębokość ośmiu centymetrów, zatrzymał na przegrodzie nosa, ale nie uszkodził żadnych istotnych organów. Pacjent miał nieziemskie szczęście - tłumaczy specjalista.
Pana Kazimierza czeka jeszcze jedna ciężka operacja - rekonstrukcja oczodołu. Lekarze zapewniają jednak, że będzie widział.
Imię i nazwisko bohatera artykułu zmieniliśmy na jego prośbę
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail