- Uważamy, że prezes NFZ popełnił przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu z artykułu 160 kodeksu karnego. Jego decyzja spowodowała u kilkuset osób konkretne niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu - mówi Grażyna Sabik, pełnomocnik śląskiego oddziału Fundacji "Gwiazda Nadziei", która niesie pomoc ludziom zmagającym się z rakiem wątroby. Grażyna Sabik złożyła właśnie zawiadomienie do Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Czytaj koniecznie: Kamil Durczok, który pokonał raka, ocenia szefa NFZ
Jest to konsekwencja totalnego chaosu w leczeniu nowotworów, do którego doprowadził prezes NFZ. Wraz z początkiem roku w wielu szpitalach odmawiano chorym na raka tzw. niestandardowej chemioterapii, czyli leczenia najnowocześniejszymi lekami. Lekarze odprawiali chorych z kwitkiem, powołując się na zarządzenie prezesa NFZ. Nakazywało ono, by niestandardowa chemioterapia była prowadzona tylko tam, gdzie pracuje konsultant ds. onkologii.
Początkowo Paszkiewicz nie miał sobie nic do zarzucenia, a całą winę w sposób wyjątkowo bezczelny zrzucił na lekarzy. Dopiero kiedy do akcji wkroczył zdenerwowany premier, Paszkiewicz przyznał się do błędu i wydukał z siebie przeprosiny, mówiąc umierającym ludziom o... "niedogodności".
Chorzy są zbulwersowani jego zachowaniem. W dodatku nadal nie wiedzą, kiedy - i czy w ogóle - dostaną leki ratujące im życie. - Na razie żaden z naszych pacjentów nie wie, kiedy ponownie zacznie leczenie - mówi Grażyna Sabik.
Na leki czeka m.in. Wioletta Brzozowska (36 l.), chora na raka nerki. - Przez decyzję Paszkiewicza mogę mieć ponaddwumiesięczną przerwę w leczeniu. Nie chcę nawet myśleć, ile w tym czasie mogą urosnąć guzy - mówi bezradnie pani Wioletta. Ona również zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury na bezdusznego prezesa NFZ.