Z blisko 600 milionów, które zostały w kasie, czyli tzw. rezerwy NFZ, pieniądze dostały tylko trzy regiony. Pomorskie - ok. 40 milionów, Śląskie 15 mln i Mazowieckie 538 milionów!
- Wszyscy jesteśmy oburzeni. Czyżby na Śląsku mieszkali ludzie drugiej kategorii? - pyta dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej Ryszard Batycki. - To ogromna niesprawiedliwość - dodaje dyrektor.
Kierowany przez niego szpital balansuje na granicy bankructwa, mimo że pęka w szwach od pacjentów. - Ale są to przede wszystkim chorzy przyjmowani w trybie ostrym w nagłych przypadkach, często bez ubezpieczenia, bezdomni, pijani, tacy, których prywatna służba zdrowia nie przyjmie - tłumaczy dyrektor. - A my musimy. Tylko nikt nam za nich nie zwraca pieniędzy.
Podział pieniędzy dokonany w Warszawie wprawił też w stan zdumienia związkowców śląskich w placówkach służby zdrowia.
- Szykujemy akcję protestacyjną, jeszcze w listopadzie - nie ukrywa Katarzyna Jureczko z Regionalnego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" w Katowicach. - Pan prezes chyba palcem rozdzielał te pieniądze, a nie na podstawie rzeczywistości. To skandal!
Protestuje też Lubelszczyzna, która z puli rezerwowej nie dostanie ani grosza. - Uważam, że to nie jest dobry podział, w dodatku dokonany przez pojedynczego urzędnika - mówi "Super Expressowi" Joanna Mucha, lubelska posłanka PO. - Nie spotkałam się z czymś takim. Trzeba to zmienić, zapisać w ustawie sposób dzielenia pieniędzy z rezerwy NFZ. Bo teraz pominięto zupełnie województwa ściany wschodniej, i jest to wbrew duchowi ustawy, którą posłowie przegłosowali w poprzedniej kadencji właśnie po to, aby podział był sprawiedliwy.
Związkowcy już wysłali list protestacyjny na ręce ministra zdrowia. Chcą, by anulował decyzję prezesa NFZ. Nieoficjalnie mówi się, że wpływ na podział pieniędzy mogą mieć osobiste relacje Jacka Paszkiewicza z szefową Mazowieckiego Oddziału NFZ Barbarą Misińską. Oboje przyjaźnią się od lat i często widywani są razem poza godzinami pracy.