S. został oskarżony o wyłudzenie ponad 120 tys. zł z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. W trakcie procesu jego obrońcą był... Marek Dubieniecki, ojciec Marcina. Przestępca przyznał się do winy i dobrowolnie poddał się karze. Wyrok - rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Wniosek o ułaskawienie złożył w lutym 2009 r. Trzy miesiące później założył spółkę z Dubienieckim. A już 9 czerwca został ułaskawiony przez prezydenta. Cała procedura trwała ledwie 4 miesiące i była jedną z najszybciej przygotowanych przez kancelarię głowy państwa. Co ciekawe, przeciwny temu ułaskawieniu był poproszony o opinię ówczesny prokurator generalny Andrzej Czuma (73 l.).
Okazuje się jednak, że w przypadku S. zastosowano tzw. tryb prezydencki, którego używa się niezmiernie rzadko. W trakcie kadencji Kaczyńskiego na 1824 wnioski, przyspieszoną procedurę zastosowano ledwie... 18 razy. Czyżby prezydent Kaczyński nie wiedział, kogo ułaskawia? - Nie przypominam sobie tej sprawy. Mogę sobie wyobrazić, że prezydent podpisał akt łaski, nie wiedząc, że ułaskawia wspólnika Marcina Dubienieckiego - twierdzi Piotr Kownacki (57 l.), były szef Kancelarii Prezydenta.
Nie jest to jedyny przypadek, gdy osoba powiązana z Dubienieckim starała się o ułaskawienie. We wrześniu ub.r. "Super Express" opisywał sprawę Krzysztofa S., któremu Dubieniecki oferował pomoc prawną w uzyskaniu ułaskawienia za "jedyne" 26 tys zł.