Topór wojenny między liderem PiS a prezydentem nie zostanie chyba nigdy zakopany. Kaczyński na każdym kroku wytyka Komorowskiemu, że przez działania jego i szefa rządu doprowadza kraj do ruiny. Szef największej partii opozycyjnej stwierdził, że nigdy nie poda ręki głowie państwa. Zrobi wyjątek kiedy jako zostanie premierem i będzie musiał.
- To jest problem pana Jarosława Kaczyńskiego. Ja nigdy w stosunku do nikogo tak się nie zachowywałem i nie zamierzam się zachowywać. Ale panu Kaczyńskiemu na wszelki wypadek przypomnę, że nie jest atrakcyjną panną na wydaniu, o której rękę musi starać się prezydent – uprzedza w „Fakcie” prezydent.
Przeczytaj koniecznie: Jarosław Kaczyński: Prezydent Bronisław Komorowski jest winien śmierci trzech posłów
W dalszej części wywiadu dla gazety stwierdza, że zależy mu na zgodzie na polskiej scenie politycznej, ale nie może przecież niczego nakazywać. - Zawsze ubolewałem z powodu nadmiaru agresji w polskiej polityce. Staram się w związku z tym nie dolewać oliwy do ognia, nie odpowiadać na agresję, na publiczne zaczepki, a momentami nawet zwykłe chamstwo w stosunku do głowy państwa – przekonuje.
Prezydent Komorowski sięgnął też pamięcią do pierwszych godzin po katastrofie pod Smoleńskiem kiedy jako Marszałek Sejmu stanął na czele państwa. Przeciwnicy polityczni zarzucają mu, że w czasie pierwszego, telewizyjnego orędzia do narodu był NIEWZRUSZONY.
- Nie cenię sobie ludzi, którzy w obliczu tak wielkiego dramatu czy zagrożenia wpadają w panikę, albo roztkliwiają się na pokaz przed kamerami. Państwo polskie jest zbyt poważną sprawą, aby móc sobie pozwolić tylko i wyłącznie na okazywanie emocji. Trzeba było działać – tłumaczy.
Chociaż może to brzmieć nieprawdopodobnie Komorowski przyznał się „Faktowi” także, że w dniach żałoby sam ZAPALIŁ ZNICZ pod Pałacem Prezydenckim.
- Znicze przed Pałacem nie przeszkadzają, o ile nie wiążą się z innymi zachowaniami, pełnymi zacietrzewienia i motywowanej politycznie nienawiści – powiedział.