O tym jak wiele kontrowersji wciąż wzbudzają wszelkie symbole upamiętniające tragiczne wydarzenia z 10 kwietnia przekonaliśmy się wczoraj. Szaleniec Eugeniusz P. (71 l.) obrzucił zawieszoną na Pałacu tablicę słoikiem z fekaliami. Mężczyzna przyjechał do Warszawy z Lubelszczyzny i wcześniej był widziany wśród „obrońców krzyża”.
To właśnie strażnicy krzyża najgłośniej domagają się budowy przed siedzibą głowy państwa pomnika upamiętniającego katastrofę pod Smoleńskim. Wojna o monument poróżniła nawet wierzących katolików, którzy podzielili się na wrogie obozy. Haniebną awanturę komentowało już wielu duchownych, hierarchów kościelnych, a teraz głos w tej sprawie zabrał sam prezydent Bronisław Komorowski (58 l.).
W wywiadzie dla „Polityki” prezydent zauważa, że na konflikcie przed Pałacem Prezydenckim najwięcej traci Kościół. Chociaż nie jest żadną stroną w sporze, właśnie przez zachowanie protestujących, którzy nazywają siebie ludźmi wierzącymi, jego rola w państwie jest szeroko komentowana. Kościół już teraz jest największym przegranym w tym konflikcie.
Komorowski powiedział tygodnikowi, że nie zmienił zdania zarówno w sprawie krzyża jak i pomnika. - Nigdy nie mówiłem o usunięciu krzyża, zawsze mówiłem o potrzebie przeniesienia krzyża w sposób godny, w porozumieniu z władzami kościelnymi w godne miejsce, czyli do kościoła. Szkoda, że nie udała się uroczystość procesyjnego przeprowadzenia krzyża, który mógłby potem pójść z pielgrzymami, ze studentami na Jasną Górę, właśnie jako symbol jedności – uważa prezydent.
Jeśli chodzi o budowę pomnika głowa państwa wypowiada się zdecydowanie, ale ze spokojem. - W demokracji każdy ma prawo tworzyć komitety i występować o budowę pomnika. Każdy ma prawo do dyskutowania o formie czy sposobie budowania pomników – stwierdził.
Pyta jednak „To wydaje mi się dość dziwny pomysł, bo jak przed pomnikiem księcia Józefa Poniatowskiego stawiać inny pomnik?”.