Nawet politycy, i to wszytskich opcji, byli zaskoczeni tonem, w jakim rozmawiali ze sobą prezydent Lech Kaczyński i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Lech Kaczyński sugerował, że Sikorski zdradza interesy Polski w imię popularności, a szef dyplomacji groził prezydentowi sądem.
Politycy niechetnie chcieli wypowiadać się o tej żenującej sytuacji, tym bardziej, że ujawnienie sporu na linii minister spraw zagranicznych - prezydent to woda na młyn obcych wywiadów. Tych oporów nie ma wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski z PO. Jego zdaniem, winę za całą sytuację ponosi prezydent.
- To jest oczywiste, wina prezydenta jest bezsporna. Minister Spraw Zagranicznych jest obrażany. Prezydent zadaje pytania tonem przesłuchującego esbeka. Co to w ogóle jest? - pytał oburzony Stefan Niesiołowski w TVN24. Stwierdził, że prezydent potrzebuje kuracji.
- Złożyłem mu (Sikorskiemu) gratulacje, że zachował się wyjątkowo powściągliwie - dodał wicemarszałek.
Jak wyglądała rozmowa? To tylko fragment, ale już z niego widać, że stosunki między oboma politykami są bardzo napięte.
L. Kaczyński: Czy pan jest tłumaczem?
R. Sikorski: Jakie to ma znaczenie?
L. Kaczyński: Czy pan jest tłumaczem, powtarzam pytanie?
R. Sikorski: Nie rozumiem, jaki to ma związek ze sprawą (tarczy).
L. Kaczyński: Proszę zaprotokołować: Odmawia odpowiedzi na pytanie, czy jest tłumaczem.
R. Sikorski: Nie jestem tłumaczem, ale dobrze mówię po angielsku, czego dowodem jest dyplom uczelni wyższej, którą ukończyłem w Anglii.
L. Kaczyński: Czy pan tłumaczył wczorajszą rozmowę telefoniczną Donalda Tuska z amerykańskim wiceprezydentem Dickiem Cheneyem?
R. Sikorski: Nie. Tłumaczył ją tłumacz Białego Domu, który był na linii w czasie rozmowy Tusk - Cheney.
Pozostaje tylko pytanie, kto jest autorem przecieku. Tu komentatorzy nie są zgodni, kto zawinił: strona prezydencka czy minister spraw zagranicznych. Pozostaje więc zadać pytanie, kto na tym bardziej zyskał.