"Super Express": - Wielu polityków było zaskoczonych, że prezydent Kaczyński pojawił się wczoraj w Sejmie, by wygłosić orędzie.
Katarzyna Kolenda-Zaleska: - To prawda, gdyż do tej pory prezydent nie podejmował podobnej aktywności. Muszę pochwalić Lecha Kaczyńskiego, że uznał za konieczne wyrażenie swojej opinii na temat stanu polskiej gospodarki. Prezydent jest głową państwa i choć ma w tej kwestii mniejsze kompetencje niż premier, musi brać na siebie współodpowiedzialność za to, co dzieje się w dobie światowego kryzysu.
- Wyczuwam, że orędzie pani się jednak nie podobało?
- Problemem jest czas, w którym prezydent zabrał głos. Przecież kryzys nie trwa od tygodnia, ale od września ubiegłego roku! Lech Kaczyński miał zatem czas, by wygłosić to orędzie i nie musiał tego robić na dwa tygodnie przed wyborami. Nie w ogniu kampanii wyborczej. Myślę, że Kancelaria Prezydenta zrobiła błąd, wpisując swojego szefa, za jego zgodą bądź nie, w doraźną walkę PO z PiS.
- Niemal każde wystąpienie prezydenta traktowane jest przez Platformę jako wpisywanie się w politykę PiS.
- Powtarzam - orędzie można było wygłosić po wyborach. Jego znaczenie byłoby wówczas bez porównania większe. Krytyki, zwłaszcza w sytuacji kryzysu, nigdy nie powinno być za dużo. Powinniśmy szukać rozwiązań. Natomiast prezydent, przyjeżdżając do Sejmu na chwilę przed wyborami, nie może oczekiwać, że jego wystąpienie nie zostanie wpisane w kampanię. Zwłaszcza po tym, gdy mówi, że rząd nic nie robi.
- Pomijając termin tego orędzia - prezydent miał rację niepokojąc się o metody walki rządu z kryzysem?
- Prezydent był do orędzia świetnie przygotowany, ale miało ono jeden cel: wykazanie, że rząd nie podchodzi do kryzysu poważnie. Chciał też zaatakować premiera za brak skuteczności. Lech Kaczyński nie powiedział w sumie nic nowego. Mówił o obniżeniu podatku VAT, a jednocześnie zaproponował wzrost wydatków. Nie jestem ekonomistą, ale nawet z mojego domowego doświadczenia wynika, że w budżecie powstaje wtedy dziura. Ten brak spójności w propozycji prezydenta był nawet nieco zaskakujący. Przesłanie orędzia było jednak głównie polityczne.
- Odpowiedzi premiera i ministra Rostowskiego były mniej polityczne?
- Muszę przyznać, że reakcją premiera też byłam zaskoczona. Tuż po orędziu prezydenta rozmawiałam z ministrami jego rządu i oni ostro krytykowali to wystąpienie. Powiedziałabym nawet, że za ostro, bez szacunku dla rangi głowy państwa. Dlatego spodziewałam się, że Donald Tusk wyjdzie na mównicę i ostro zaatakuje. Tymczasem on "zabił" to orędzie miłością. Ani razu nie wspomniał o upolitycznieniu orędzia. Ani razu nie wypomniał ataków na rząd. Podchwycił tylko deklarację prezydenta o woli współpracy.
Katarzyna Kolenda-Zaleska
Publicystka TVN24