W czasie zimnej wojny Zachód ostrzył sobie na nich mocno zęby. Gdyby tylko ich dorwał, najpewniej powsadzałby ich do więzień o zaostrzonym rygorze. Stanom Zjednoczonym zależało bowiem na schwytaniu arabskich wrogów Izraela i terrorystów destabilizujących zachodnie demokracje. Dlatego przestępcy z takich lewicowych organizacji jak Czarny Wrzesień czy al-Fatah znaleźli schronienie w krajach bloku sowieckiego, w tym oczywiście PRL. Tu czuli się bezpiecznie.
CZYTAJ TEŻ: Kat uciekł z Polski ze strachu przed UB! Józef Światło: sekrety PRL
Wszystko zaczęło się w połowie lat 70., kiedy władzę sprawował u nas Edward Gierek (88 l.). W tym czasie rząd miał podpisać tajną umowę z przywództwem palestyńskiego Ruchu Wyzwolenia Narodowego, organizacją al-Fatah. Według zasady: "Wy nie podkładacie u nas bomb, a my w zamian dajemy wam schronienie, legalizujemy jako studentów i przyznajemy stypendia".
Dzięki takiej deklaracji PRL stanął otworem dla wielu terrorystów z organizacji arabskich i nie tylko. Zjechali do nas m.in. jeden z przywódców Czarnego Września Abu Daoud, syryjski handlarz bronią Monzer al-Kassar (68 l.), jedna z założycielek niemieckiej Frakcji Czerwonej Armii Gudrun Ensslin (37 l.), przywódca al-Fatah Abu Nidal (65 l.) czy wreszcie najsłynniejszy i najbardziej poszukiwany wtedy terrorysta na świecie Wenezuelczyk Ilich Ramirez Sanchez, zwany Carlosem czy Szakalem, który obecnie odsiaduje karę podwójnego dożywocia we Francji.
Jak wspominał kiedyś gen. Czesław Kiszczak (88 l.), u nas dochodzili do siebie po zamachach na swoje życie i szkolili się przed następnymi aktami terroru. Pomagać im w tym miały nasze jednostki wojskowe. Terroryści byli szkoleni m.in. w Dęblinie, Zamościu, Mińsku Mazowieckim czy Kiejkutach.
Bywało też, że padali ofiarami zamachu, by wspomnieć tu o Abu Daoudzie, który w 1981 r. w stołecznym hotelu Victoria został postrzelony przez nieznanego sprawcę i musiał uciekać do Niemiec, bo dociekliwi dziennikarze zaczęli wypytywać o jego tożsamość i cel pobytu w Polsce. Wcześniej jednak on, jak i wielu innych terrorystów zajmowało się handlem bronią. A ludowa Polska musiała przecież gdzieś ją sprzedawać. Popularne było więc eksportowanie pistoletów maszynowych RAK, granatów i amunicji na Bliski Wschód. Zresztą sam Abu Daoud chwalił sobie naszą broń.
ZOBACZ: Tajemnica śmierci Jaroszewicza. Znał tajemnice III Rzeszy
- Byłem w Polsce kilkaset razy. Spotykałem się z ludźmi z rządu, mieliśmy z nimi dobre kontakty. Polski rząd szkolił naszych ludzi. Wielokrotnie kupowaliśmy od nich broń, kałasznikowy. Czasem kupowaliśmy też taki mniejszy pistolet. Polska broń była najlepsza - opowiadał kilka lat temu "Superwizjerowi" TVN palestyński terrorysta.
Handlem bronią zajmowali się też Syryjczyk al-Kassar, który pośredniczył w jej dostawach na Bliski Wschód, oraz szef al-Fatah Abu Nidal, którego firma SAS Trade and Investment robiła świetny biznes na handlu bronią.