Super Historia 13/05/2015

i

Autor: Jan Hausbrandt/PAP

SUPER HISTORIA: PRLuksus – asortyment z marzeń

Towary luksusowe w PRL funkcjonowały w społecznej świadomości tak, jak na Zachodzie przedmioty znanych projektantów. Każdy wiedział, co ma nabyć za nieprzyzwoicie wysoką cenę, żeby uchodzić za krezusa. Dziś obiekty ówczesnych westchnień są tak zwyczajne, że nikt nie zwraca na nie uwagi.

Żeby szpanować, zadzierać nosa i luzacko lekceważyć lud pracujący miast i wsi, który nigdy nie słyszał o meblach kon-tiki, wystarczyło założyć wranglery. Za żelazna kurtyną brylowały na ulicach jeszcze Rifle i Levi’sy, a w późnym PRL-u tak zwane Wildcaty.

Nie każdy mógł mieć to, co chciało mieć bardzo wielu. Na tym zresztą zasadzał się luksusowy szpan. Powody niepowodzeń były przyziemne: brak pieniędzy, duża trudność zdobycia waluty lub bonów honorowanych w Pewexie, brak samochodu niezbędnego, aby odwiedzić inne demoludy i tam się zaopatrzyć. Ciężar niemożności był nieznośny dla ambitnych i nieistotny dla niepretendujących do życia w luksusie , czyli w pewien sposób wolnych w niewoli.

Powiew ze świata

Podczas gdy np. w Niemczech, Anglii czy we Francji wskaźnikiem zamożności był szezlong Le Corbusiera w salonie, fotel „Barcelona” i krzesła Eamsów lub typu Windsor przy stole w jadalni, w socjalistycznej ojczyźnie żywe były hasła „kon-tiki”, „futrzak” o nieregularnym kształcie na płaskim tapczanie – oszukiwany, tkany z czesankowej wełny i odbarwiany do białości. Do tego „krzesło z pleksi”, szafa gdańska – to dla ludzi młodych, oraz biedermeier w postaci nietkniętego zębem czasu kompleciku do salonu, Ludwik dowolnie numerowany, jeśli chodzi o krzesła w jadalni, oraz obowiązkowo skóry owiec w dużych ilościach. I jeszcze jeden przedmiot, jak byśmy dzisiaj powiedzieli „must have”: fotel uszak, z pięknym obiciem, najlepszej na świecie proweniencji, mianowicie Chesterfield. Uszaków na prywatnym bazarowym rynku było wiele, znali się na nich nieliczni, od zaufanych handlarzy kupowało się za bajońskie sumy właśnie mało wysiedziane, brytyjskie „chesty”.

Super Historia 13/05/2015

i

Autor: Jerzy Michalski/Forum

Za bony i baksy

W dużej mierze, i to było charakterystyczne nie tylko dla Polski ale i innych demoludów, jako przedmioty luksusowe postrzegano w PRL rzeczy, które w tych lepszych krajach nie były nimi niemal z natury. Np. jeansy: na Zachodzie wygodna codzienność, tutaj, zwłaszcza pośród nastolatków, były wysoko punktowanymi atrybutami statusu społecznego. W Pewexie można było dostać tylko wranglery zwane potocznie „wranglami”, rifle – nazywane tak, „jak się pisało” oraz Levisy. Te ostatnie kosztowały aż 22 dolary i funkcjonowały jako królowie szlachetnie wytartych pośladków. Za dolary lub bony kupowano w Pewexach także wzorzyste swetry szetlandzkie. Nosiło się je potem od wielkiego dzwonu, a z powodu legend na temat skomplikowanego prania, oddawało się je do pralni chemicznej. Skąd wychodziły mniejsze, mniej miłe w dotyku i bardziej podobne do swetrów noszonych powszechnie, a więc wielokrotnie prutych i przerabianych pulowerków i „serków”, dzierganych przez matki i żony w pociągach i pekaesach.

Kwiat mego sekretu

„Dyskretnym urokiem burżuazji” były pewexowe biustonosze. Kosztowały kilka dobrze wydanych dolarów, a były tak niezwykłymi dowodami ludzkich możliwości w niemożliwie przaśnym życiu, i tak bardzo różniły się od uciskających połowę ludu staników za złotówki, że warto było zapłacić za nie każdą cenę. Pierwszy typ dewizowego biustonosza to stanik-niewidek, zrobiony z czegoś, co przypominało szyfon, ale znacznie delikatniejszego w dotyku. Te były zapakowane w pudełeczka niewiele większe od pudełka zapałek. Drugi typ rozkosznych dewizowych biustonoszy to pakowane w przejrzyste tuby usztywnione cuda o rozmiarach tak różnorodnych, że nadążała za nimi tylko kombinatoryka i anatomia. Tymczasem do sklepów pasmanteryjnych i wielobranżowych rzucano biustonosze: A, B, C i D, a to było stanowczo za mało, aby poczuć się luksusowo. Bywało, że po praniu polskie staniki rozciągały się do tego stopnia, że można było... grać nimi w gumę.

Super Historia 13/05/2015

i

Autor: Jacek Domiński/Reporter/East News

Cudowny (k)fiat

W późnych latach 70., kiedy rodzima motoryzacja zdołała nasycić rynek fiatami 126p i 125p, wyróżniali się posiadacze fiatów 127, niekoniecznie „p”, czyli włoskich oryginałów. Królował jednak sportowy fiat Mirafiori (po włosku cudowny kwiat), nieosiągalny dla przeciętniaków.

Ten typ tak miał

Dodatkiem do luksusowego auta był luksusowy mężczyzna, wodzący na pokuszenie pretendentki do luksusowego życia: długonogie, długowłose, nie za długo będące w obiegu. Obiekty ich pożądania nosiły się sportowo, jeansowo lub elegancko. Wersja sportowa nawiązywała do stylu syna premiera Jaroszewicza, który do kurtek z naszywkami i napisami nosił dobrze skrojone, szyte na miarę „spodnie marki spodnie”. Dżinsowy styl chłopców z bajki, nieżonatych na wyjazdach, polegał na tym, aby od stóp do głów być „blue jeans”. Na dole były więc zwykle levisy, na górze jeansowa obcisła koszula z plecionymi kieszonkami (hit Pewexów), a do tego jeansowa kurtka lub marynarka. W takim garniturku wyglądało się jak niebieskie migdały. Ostatni typ kierowcy luksusowego auta nawiązywał do stylu redaktora Maja z serialu „Życie na gorąco”, postaci odtwarzanej przez nieziemskiego Leszka Teleszyńskiego zwanego Ordynatem. Biały garnitur, rozpięta koszula, sportowy typ zegarka. W sumie streszczenie stylu wysokiego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa, a robiło wrażenie.

Wysoki połysk

We wnętrzu Kowalski z nieco niższej, ale nadal luksusowej, półki lubił mieć wszystko na wysoki połysk. Meble musiały być pokryte niezliczonymi warstwami politury, powodującej, że fornir kryjący paździerz zmieniał się w szkło. To było to!

Super Historia 13/05/2015

i

Autor: Monkpress/East News

Hit Pewexu

Najbardziej pożądanym typem mebli były te najciemniejsze, niemal funeralne (kojarzące się z pogrzebem). W nich można się było przejrzeć jak w mrocznym lustrze rzeczywistości. Takie meble, zawsze sprzedawane w kompletach (meblościanka, tapczan-półka, wersalka, ława herbaciana, stół rozkładany) nie mogły wprost ustać na gołej podłodze. Stąd ogromne zapotrzebowanie na dywany. Luksusowy dywan musiał być duży, gruby i kolorowy, ale nade wszystko – musiał być. Świadczyły o tym niekończące się kolejki do sklepów meblarskich i tych specjalizujących się wyłącznie w dywanowym asortymencie. Społecznicy pragnący dywanów organizowali niezależne samorządne komitety kolejkowe, w kolejkach opowiadano sobie swoje pogmatwane życiorysy, opowiadając się przy tym za demokracją, co skutkowało niejednym przeszukaniem na nowym dywanie. Dążenie do luksusu, proste, zrozumiałe dla wszystkich pragnienie, jednoczyło obywateli w czasach, kiedy jednoczącej siły nie miało już (nawet dla robotników) żadne z głoszonych oficjalnie haseł. Zaopatrzeni w coś, co podnosiło ich status, obywatele PRL bywali, jak choćby ci z komitetów kolejkowych, bogatsi o doświadczenie wspólnoty. To dlatego młody Birkut z „Człowieka z marmuru” wychodzi ze stoczni w koszuli jeansowej za dolary, mającej plecione (hit Pewexu) kieszonki.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają