W piątek punktualnie o godz. 7 zatrzymały się pociągi w całym kraju. Na tory nie wyjechało blisko 400 składów, a tysiące pasażerów PKP utknęło na dworcach. Najgorzej było na południu - we Wrocławiu, Krakowie, Katowicach i Tarnowie, ale także w centrum. Tam strajk kolejarzy sparaliżował niemal całe województwa. - Kupiłam bilety wcześniej, nie wiedziałam, że czekają nas aż takie utrudnienia. Jestem wycieńczona, koczujemy tu już kilka godzin - mówiła nam Monika Wielgolaska (33 l.), która utknęła z małymi dziećmi na Dworcu Wschodnim w Warszawie.
Wczorajszy chaos to efekt sporu rządu z kolejarzami. Związkowcy desperacko walczą o zachowanie ulg na przejazdy dla pracowników kolei, które rząd chce im zabrać w ramach oszczędności. Ciekawe, że nikt nie mówi o oszczędnościach w kontekście zarobków prezesa PKP Jakuba Karnowskiego, który sam przyznał, że co miesiąc inkasuje 59 tys. zł.
- Nie chodziło nam o to, by uderzyć w pasażerów, staraliśmy się, by dla nich był jak najmniej uciążliwy - tłumaczy Leszek Miętek ( 50 l.), prezes Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych. - Ten protest wcale nie musiał się odbyć. Wystarczyło, by pracodawcy zechcieli negocjować, niestety to się nie udało - dodaje. Co na to rząd? Ministra Nowaka w obronę wziął sam premier Donald Tusk (56 l.). - Minister transportu Sławomir Nowak nie odpowiada za strajk na kolei, to związkowcy nie chcą zaakceptować koniecznych cięć w budżecie. Nie wzięli pod uwagę, jak bardzo ucierpią na tym pasażerowie - ogłosił premier.
Czy to koniec protestów? - Piątkowy strajk potwierdził determinację związkowców w walce o swoje prawa. Zamierzamy mówić o tym coraz głośniej. Nie pozwolimy, żeby Nowak wycierał sobie nami gębę - zapowiada wojowniczo Miętek.
Paulina Kownacka (22 l.)
Studentka z Wrocławia chciała jak najszybciej dojechać do Poznania. - Jestem strasznie zdenerwowana. Mój pociąg jest opóźniony o 70 min. Czeka tam mój chłopak i mamy dość ważne spotkanie. Nie wyobrażam sobie kolejnych strajków, bo studiuję i we Wrocławiu, i w Poznaniu. Nawet nie chcę myśleć, co będzie, jak spóźnię się na zajęcia - mówi.
Jacek Grzymała (56 l.)
Musiał w ramach służbowych obowiązków dojechać wczoraj z Białegostoku do Warszawy. - Mam jechać jako pilot z wycieczką. Boję się, że nie zdążę na czas. Jeśli strajki dalej będą tak utrudniać życie podróżnym, większość przesiądzie się na autobusy. Ja na pewno tak zrobię następnym razem - mówi.
Monika Wielgolaska (33 l.)
Wyjechała z Białegostoku o godz. 5 rano. Niestety, przez strajk na kilka godzin utknęła z małymi dziećmi, Olimpią (10 l.) i Mateuszem (2 l.), na Dworcu Wschodnim w Warszawie. - Kupiłam bilety wcześniej, nie wiedziałam, że czekają nas aż takie utrudnienia. Jestem wycieńczona, koczujemy tu już kilka godzin - mówi.