- Od lutego do października 2007 roku miało miejsce co najmniej kilkadziesiąt spotkań agenta Tomka z Beatą Sawicką. Były to wyjścia do restauracji, spacery, wyjścia do kina, wizyty w pokoju hotelowym... - wylicza w rozmowie z "Super Expressem" mecenas Jacek Dubois. Podczas wczorajszej mowy końcowej w sądzie prawnik przekonywał, że jego klientka jest niewinna.
- Była posłanka jest tylko kozłem ofiarnym. ( ) Sawicka przeżywała fascynację mężczyzną, a w tym czasie agent zacieśniał sieć, która doprowadziła ją na ławę oskarżonych. Weźmy takie cytaty z ich rozmów: "Pa, buziaczki"; "Nie ma Ciebie, to komu mam śpiewać?"; "Tak się za Tobą stęskniłem (...)"; "Pa, misiu. Lulaj" - mówił. - Gdyby ktokolwiek wypowiadał podobne słowa w kontaktach służbowych, to padłoby oskarżenie o mobbing - twierdził Dubois w sądzie.
Zapewniał też, że gdyby w otoczeniu Sawickiej nie pojawił się agent Tomek, kobieta nie znalazłaby się na ławie oskarżonych. - Sawicka stała się ofiarą nadużyć Biura, które nie powinno testować obywateli na uczciwość, a jedynie ścigać przestępstwa korupcyjne, o których uzyska wiarygodną informację - zaznaczył Dubois.
Przypomnijmy, że była posłanka oskarżona jest o przyjęcie 100 tys. zł łapówki od podających się za biznesmenów agentów CBA. Razem z nią na ławie oskar- żonych zasiadł burmistrz Helu Mirosław Wądołowski (prokurator chce dla niego 3,5 roku więzienia i 36 tys. zł grzywny). On także miał zostać skorumpowany przez agentów.
CBA zatrzymało posłankę PO na gorącym uczynku, kiedy przyjmowała łapówkę. Akcja miała miejsce w październiku 2007 roku tuż przed wyborami parlamentarnymi. Już wtedy rozpłakana Sawicka na konferencji prasowej w Sejmie twierdziła, że padła ofiarą prowokacji agenta CBA. W ubiegłym tygodniu prokurator zażądał dla Sawickiej 5 lat więzienia i 54 tys. zł grzywny. Wyrok ma zapaść w ciągu kilku dni.