M.P.: - Uratował mnie ten człowiek, który poprawiał kamerę, bo ja się przestraszyłem tego, że on wejdzie. Wymierzyłem, strzał zbyt szybko padł. A poza tym broniłem honoru ludzi, których znałem, którzy pracują świetnie. Chciałem, aby prokuratura po prostu przetrwała. I to chciałem, żeby przetrwała pod dowództwem pana generała Parulskiego.
I to może pan powiedzieć: to jest człowiek, który jest uczciwy i gwarantuje uczciwe prowadzenie sprawy. Zawsze, kiedy była jakaś konieczność czy też udzielenie pomocy, tę pomoc otrzymywałem. Nigdy nie było żadnych nacisków, człowiek ten zawsze parł do tego, aby wyjaśnić każdą sprawę do końca. To wszystko, co mogę powiedzieć. W tej chwili idę na dalsze zabiegi, a ze szpitala jeszcze nie wychodzę. Tak że to nie jest takie proste.
R.P.: - Panie prokuratorze, czy na pana krok mogły mieć wpływ te rzeczy, które pan obecnie prowadzi?
M. P.: - Jak najbardziej. Jeszcze raz potwierdzam: uważam, że te sprawy, które są w tej chwili prowadzone, są to sprawy jednoznaczne. Jeżeli chodzi o kwestie finansowe w Wojsku Polskim, spowodowały bezpośredni nacisk na to, aby przyspieszyć kroki w kierunku likwidacji prokuratury wojskowej.
R.P.: - Rozumiem...
M.P.: - I to jest po prostu moje zdanie, może pan to wyartykułować. Mogłem pogodzić się z tym, że zdemolowali mi samochód, mogłem pogodzić się z tym, że poluźniali mi koła, chcąc, żebym się zabił. Za moją głowę była kwestia miliona złotych. Mogłem pogodzić się z tym, że zabito mi psa. Natomiast nie potrafiłem sobie poradzić z bezpodstawnym atakiem związanym z zarzucaniem nam nieprawidłowego czy bezprawnego działania. Jeżeli można było powstrzymać wydział o przedawnieniu spraw w sposób bezprawny, nawet próbowano po prostu zrobić to za pomocą rozwiązania firmy czy też ewentualnie takich ataków... Dalej uważam i podtrzymuję to, że jesteście w tej sprawie zmanipulowani. To będzie ostatnia moja wypowiedź w tej chwili. Będą drutować mi buzię, tak że nie będę mógł więcej rozmawiać.