Przez bijatykę kiboli i marynarzy nad morzem mogli ucierpieć niewinni ludzie... W niedzielne popołudnie w Gdyni starły się ze sobą dwie grupy: kibiców Ruchu Chorzów i meksykańskich marynarzy z żaglowca "Cuauhtemoc". W ruch poszły noże, pięści i butelki, dziesięć osób trafiło do szpitali. Jak do tego doszło? Każda ze zwaśnionych stron ma swoją wersję zdarzeń. Kapitan okrętu ręczy za swoich ludzi, a kibice wydali oświadczenie, zgodnie z którym są nie agresorami, ale prześladowanymi bohaterami: "Chorzowscy kibice ( ) przybyli wcześniej, by móc chociaż przez chwilę uraczyć się pięknem polskiego morza. Iskrą zapalną zaistniałej sytuacji ( ) było niewybredne zaczepianie, a w efekcie uderzenie w twarz kobiety przez jednego z meksykańskich marynarzy... W efekcie chorzowscy kibice ruszyli z pomocą..." - piszą w oświadczeniu.
>>> Skandal w Łomiankach, kibole Legii przerwali mecz Polonii
Ale według prokuratury to kibole zaczęli bijatykę. Zarzuty pobicia i udziału w zbiegowisku postawili dwóm kibicom, 25- i 33-latkowi ze Śląska. - Stroną atakującą byli kibice, pokrzywdzeni to obywatele Meksyku - powiedział Witold Niesiołowski, prokurator rejonowy w Gdyni.
"Super Express"dotarł do niepublikowanych wcześniej nagrań z monitoringu. Nie ma tam sceny, w której ktoś atakuje kobietę. Widać za to, jak dziewczyna z plaży podchodzi do Meksykanina i podaje mu butelkę, on ją bierze i oboje się rozchodzą. Po chwili do marynarzy podbiegają kibice i zaczynają atak.