Co było powodem takiej decyzji? Prokuratorzy uznali, że np. ubrania przesiąknięte krwią mogą stanowić... zagrożenie epidemiologiczne. Na szczęście sąd ostudził prokuratorskie zapędy.
Patrz też: Córka Kaczyńskich, Marta Kaczyńska rozpacza przed trumnami rodziców
To byłby ogromny cios dla rodzin ofiar! Bo ich zdaniem zniszczone, nierzadko popalone fragmenty ubrań stanowią ważne dowody, poza tym są także ostatnimi pamiątkami po zmarłych. Na szczęście sąd odrzucił wniosek prokuratury. Rodziny ofiar odetchnęły z ulgą. - Cieszę się, że sąd nie zgodził się na zniszczenie rzeczy należących do ofiar katastrofy, w tym i do mojego męża - mówi w rozmowie z "Super Expressem" Beata Gosiewska (40 l.), żona byłego wicepremiera i posła PiS Przemysława Gosiewskiego (46 l.), który zginął w katastrofie.
- Kiedy dowiedziałam się o decyzji prokuratury, byłam zszokowana. Podobno bliżej nieokreślona komisja bądź sanepid nakazały ich zniszczenie. Ubrania miały być nieoczyszczone z krwi, brudne od błota i podobno nawet składowane w tak złych warunkach, że aż zaczęły pleśnieć i gnić - opowiada kobieta. - Ale dla mnie oprócz wartości sentymentalnej, mają też ważne znaczenie jako dowód i ślad, który może pomóc w wyjaśnieniu przyczyny śmierci mojego męża - tłumaczy.
Prokuratura, która złożyła wniosek o ich zniszczenie, zdaje się tego nie zauważać. - Z punktu widzenia prokuratury, nie mają one żadnego znaczenia dla toczącego się śledztwa - tłumaczył wczoraj szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg.
Innego zdania są jednak eksperci. - Zdumiewa mnie decyzja wojskowych śledczych i całkowicie zgadzam się z decyzją sądu - mówił wczoraj TVN24 wybitny karnista prof. Piotr Kruszyński (65 l.).