Jego problemy ze wzrokiem zaczęły się w ubiegłym roku. Nagle zaczął słabiej widzieć. Poszedł do lekarza, który rozpoznał u niego tzw. zwyrodnienie plamki żółtej. Zaproponował leczenie za pomocą specjalnych zastrzyków z lekami podawanych bezpośrednio do oka.
Po pierwszym takim zabiegu, wykonanym w połowie ubiegłego roku, stan pacjenta się poprawił. Ale po kilku miesiącach znów zaczął on widzieć gorzej. Dwa miesiące temu ponownie poszedł do lekarza.
- Z dnia na dzień ślepłem - opowiada. - Miałem nadzieję, że szybko uzyskam pomoc. A usłyszałem, że mam na zabieg zgłosić się w grudniu! Jeżeli będę tracił wzrok w takim tempie jak teraz, to wtedy mogę już być kompletnie niewidomy - dodaje rozgoryczony.
Pan Jerzy próbował interweniować w Narodowym Funduszu Zdrowia, ale tam odpowiedziano mu, że są kolejki i musi czekać.
- Ta choroba nie kwalifikuje się do natychmiastowego leczenia ratującego życie - tłumaczyła Beata Aszkielaniec z NFZ, kiedy interweniowaliśmy w sprawie pana Jackiewicza.
A mężczyzna, nie mogąc doprosić się pomocy, rozbił namiot pod łódzką siedzibą Funduszu, aby w ten sposób zaprotestować przeciwko decyzjom urzędników.
Możliwa jest konsultacja z okulistą
- Pan Jackiewicz w trybie pilnym zostanie zbadany przez konsultanta do spraw okulistyki. Jeżeli ten uzna, że zabieg powinien być wykonany natychmiast, skieruje chorego do szpitala - powiedziała Beata Aszkielaniec, rzeczniczka łódzkiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, po naszej kolejnej interwencji.