Na niemal godzinę zamknięte były dla samochodów i autobusów Aleje Jerozolimskie i Ujazdowskie, Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście. A wszystko przez protestujących związkowców, którzy żądali godnej pracy i płacy.
- Czekam na autobus już pół godziny. Mam chorą nogę i nie mogę pójść spacerkiem sprzed Muzeum Narodowego do domu na Saską Kępę - mówi rozżalona Maria Ostrowska (70 l.). - Rozumiem żądania tych ludzi, ale nie powinni blokować całego miasta. Co ja im jestem winna? - pyta smutno.
Również Anita Łukaszewicz (50 l.) była oburzona postępowaniem strajkujących. - Spóźnię się do pracy. Przecież tak nie można! - mówi zdenerwowana kobieta. - Takie marsze powinny być organizowane w weekendy - zaznacza.
Sytuacja w centrum Warszawy wróciła do normy dopiero późnym popołudniem.