Protest lekarzy wzbudza wiele emocji zarówno w środowisku lekarskim, jak i wśród pacjentów, którzy czują się wykorzystani przez strajkujących medyków. - Po co płacę składki ubezpieczeniowe, skoro muszę wykupować lekarstwa za 100 proc. ich wartości?! - oburza się Maria Wojciechowska (48 l.) z Białegostoku. Znaleźli się jednak lekarze, których dobro pacjentów obchodzi bardziej niż własna wygoda.
- Przyznaję, że wahałem się w sprawie protestu, nie spałem przez dwie noce, ale ostatecznie zdecydowałem, że dobro ludzi, którymi się opiekuję, jest ważniejsze niż urzędnicze przepychanki - mówi lekarz Jacek Sak z Zabłudowa. - Nie sposób nie przyznać protestującym racji, jednak taka forma strajku zdecydowanie mi nie odpowiada - dodaje. - Lekarze, którzy wyłamali się z protestu, są zastraszeni przez NFZ i Ministerstwo Zdrowia - oburza się związana z Porozumieniem Zielonogórskim lekarka Joanna Zabielska-Cieciuch z Białegostoku. Lekarze protestują, bo sprzeciwiają się zapisom w nowych umowach z NFZ o karach dla medyków za źle wypisane recepty na leki refundowane.
Maria Wojciechowska (48 l.) z Białegostoku
- Nie po to płacę składki ubezpieczeniowe, żeby teraz wykupować lekarstwa za 100 procent ich wartości. Rozumiem protestujących lekarzy. Nie mogą więcej czasu poświęcać na uzupełnianie dokumentów niż leczenie.
Joanna Zabielska-Cieciuch , lekarz z Białegostoku
- Przyłączyłam się do protestu i wypisuję recepty z pieczątką "Refundacja do decyzji NFZ". Wiem, że pacjenci mogą uważać mnie za wredną, ale my naprawdę protestujemy dla ich dobra i nikogo nie krzywdzimy. Chcemy walczyć o to, by pacjenci byli leczeni jak najlepiej.