Rywalizacja w wielkim finale zaczęła się od przerzucania gigantycznych bali - od 200 do 300 kg.
- Czyli tzw. paluchy - wyjaśnia Mariusz. - Tej konkurencji nie trawię, zawsze radziłem sobie w niej kiepsko.
"Pudzian" pobił swój życiowy rekord, ale wystarczyło to tylko na 6. miejsce (na 10 finalistów). Wygrał Savickas. Mariusz stracił więc sporo punktów, ale natychmiast zabrał się do odrabiania strat. W drugiej konkurencji - spacerze farmera (dwie walizki po 165 kg, dystans 50 metrów na czas) wyprzedził rywali o aż 7 sekund!
- Znokautowałem ich, aż im szczęki opadły, jak zobaczyli, jaki mam czas - opowiada Pudzianowski. - Teraz ciągnięcie samolotu, a to lubię, więc powinno być dobrze. To będzie prawdziwa wojna, pójdę ostro, nie poddam się Savickasowi i Amerykanom - mówił na gorąco "Super Expressowi" przed trzecią, ostatnią wczoraj konkurencją. - Może w porównaniu z rywalami jestem mały i ustępuję im wagą, ale nadrabiam szybkością - dodał ważący 142 kg "Pudzian", który mimo potężnej muskulatury, przy ogromnych Amerykanach i Savickasie wygląda rzeczywiście niepozornie.
Kiedy zamykaliśmy to wydanie "Super Expressu", trwała rywalizacja na maltańskim lotnisku, gdzie siłacze ciągnęli na czas ważący ok. 70 ton samolot. Finał potrwa w sumie 3 dni, zakończy się w sobotę.
- Poziom jest bardzo wysoki i wyrównany, więc rotacja w czołówce na razie będzie duża - ocenia Mariusz. - Po dzisiejszym dniu będzie już więcej wiadomo, wyjaśni się, kto powalczy o tytuł. Choć do końca trzeba bardzo uważać, bo jedno potknięcie i przestajesz się liczyć. Trzeba walczyć na całego do ostatniej sekundy.