Ci, którzy znają Aldonę W., mówią o niej: dobry człowiek. Wrażliwy na krzywdę innych, pomocny i bardzo religijny. Właśnie ta żarliwa wiara nie pozwalała jej przejść obojętnie obok ludzi w potrzebie, a misyjny zawód pielęgniarki tylko potęgował w niej te szlachetne odruchy serca. Ale wiara w końcu doprowadziła kobietę do swoistego obłędu.
Zaczęło się w 2012 r. Józef W., mąż Aldony, był już w Anglii, gdzie pracował na utrzymanie rodziny, a ona samotnie wychowywała Marysię. I właśnie wtedy córeczka po raz pierwszy usłyszała od matki, że jest opętana przez demony. Jakie oznaki miały o tym świadczyć? Tego zapewne nigdy się nie dowiemy, bo proces Aldony W. toczy się z wyłączeniem jawności. Dość powiedzieć, że kobieta nie poprzestała na słowach. Przez kilka kolejnych lat odprawiała nad Marysią egzorcyzmy - oblewała ją wodą święconą, zmuszała do obrzędów religijnych. Początkowo córka przyjmowała to z pokorą, ale w końcu nie wytrzymała presji, o czym świadczą trzykrotne próby odebrania sobie życia.
Sprawa wyszła na jaw, gdy pół roku temu z Anglii powrócił Józef W. Gdy zobaczył, co się dzieje i stanął w obronie córki, usłyszał, że demony przeszły i na niego. Nie miał wyboru - zadenuncjował żonę. Aldonie W. grozi teraz do pięciu lat więzienia.