Rodzice przedszkolaków przeżywają katusze. Samorządy, dzięki ustawie przegłosowanej przez Sejm, nie mają już żadnych hamulców przy ściąganiu pieniędzy. W Bytomiu przedszkola pobierają 25 zł kary za spóźnienie się rodzica po dziecko. W Rybniku prawie dwukrotnie więcej, bo 40 zł. Rodzice są oburzeni. Ale urzędnicy nic sobie z tego nie robią.
- Niezadowolenie jest zawsze, jak opłaty się zmieniają - próbuje się bronić rzecznik bytomskiego magistratu, Katarzyna Krzemińska-Kruczek. Jej tłumaczenie pasuje jak pięść do oka, skoro w takim Żywcu kara za spóźnienie rodzica po dziecko to złotówka. A w np. w Łodzi zupełnie zrezygnowano z takich kar.
- Gminom nie wolno zarabiać na przedszkolach. Trzeba pamiętać, że przedszkole powinno zapewnić dziennie pięć godzin bezpłatnej opieki. W tym czasie nie można organizować żadnych płatnych zajęć. Wiem też, że nie wszędzie rodzice dostają zwrot pieniędzy za nieobecność dziecka. To jest bezprawne - wyjaśnia posłanka Bożena Kotkowska (47 l., SLD).
Ulgi dla rodziców
Gminy powoli uginają się pod żądaniami mieszkańców. W jedynym publicznym przedszkolu Biskupcu na Warmii już 18. dzień trwa strajk okupacyjny rodziców i związkowców. Gmina, w której większość ma PSL, już zgodziła się obniżyć o złotówkę opłatę za każdą ponadprogramową godzinę spędzoną przez dziecko w przedszkolu.
Rodzice walczą jednak o więcej. Ulgi dla rodziców będą też w stolicy. Po tym, jak premier huknął w telewizji, że samorządy nie powinny zarabiać na przedszkolakach, prezydent Warszawy i wiceprzewodnicząca PO Hanna Gronkiewicz-Waltz (59 l.) mocno spuściła z tonu.
Obniżyła stawki za godzinę, zdecydowała, że za przyprowadzenie dziecka przed godz. 8 rodzice już nie będą płacić. Obniżki będą w Krakowie i zapowiadają je też inne samorządy. Na szczęście dla rodziców zbliżają się wybory.
- Ale nawet gdyby ich nie było, to rodzice mogą zaskarżyć każdą uchwałę podjętą przez lokalną władzę. Najpierw trzeba prosić radę gminy o wyjaśnienie. Później można odwołać się do wojewody i do sądu - podpowiada posłanka Kotkowska.