Damian nie miał szans zatrzymać się na oblodzonej drodze, więc tylko zamknął oczy i pędził dalej. Wtedy stał się cud! Chłopiec przejechał między kołami terenówki i rozpędzony wyskoczył z jej drugiej strony! Ma tylko lekko pokiereszowaną twarz.
To popołudnie Damian zapamięta na zawsze. Chłopiec po lekcjach spotkał się z kolegami na lubianej przez dzieci górce. Dzieciaki nie miały ze sobą sanek, ale do zjazdów wystarczyły im foliowe reklamówki. Zabawa trwałaby pewnie w najlepsze, gdyby nie widmo nieszczęścia, które zawisło nad rozchichotanymi dzieciakami.
Patrz też: Pijany tatuś zgubił 4-latka na kuligu
- Zjeżdżaliśmy z kolegami, ja akurat byłem na górce. Zobaczyłem, że nadjeżdża auto, ale wtedy ktoś mnie lekko pchnął - Damian wspomina mrożące krew w żyłach chwile. - Poleciałem w dół wprost pod samochód. Wślizgnąłem się pomiędzy przednie i tylne koła. Zdążyłem tylko podkulić nogi, a auto po prostu nade mną przejechało. Jakoś zmieściłem się pomiędzy jego kołami - opowiada rezolutny dziewięciolatek. - Strasznie się wystraszyłem. Już nie pójdę się tam ślizgać - dodaje dzieciak.
Damian trafił do szpitala, a jego mama, Joanna Sorek (30 l.), czuwa przy nim bez przerwy. - Byłam w domu, gdy zadzwoniła do mnie mama jednego z kolegów Damiana. Powiedziała, że Damian miał wypadek. Omal nie zemdlałam. Wskoczyłam w auto i podjechałam pod szkołę. Ulżyło mi dopiero, jak zobaczyłam, że syn stoi o własnych siłach - wspomina kobieta. - Damian miał wielkie szczęście. Opatrzność nad nim czuwała - mówi mama chłopca. - Wyszedł z wypadku z delikatnymi odrapaniami - pokazuje kobieta.
Kierowca jeepa sam zadzwonił po policję i pogotowie. Mężczyzna doskonale wiedział, że jechał w miejscu, gdzie nie mogą się poruszać auta. - Kajał się, bardzo przepraszał, sam jechał pod szkołę odebrać swoje dziecko i wiedział, że gdyby nie wielkie szczęście, byłby sprawcą tragedii - mówi Joanna Sorek. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze: kierowca dostał mandat za jazdę w niedozwolonym miejscu, a w czepku urodzony Damian niedługo wyjdzie ze szpitala.