17-letni Patryk Pałka przepadł bez śladu 19 kwietnia. Wieczorem wsiadł na rower i pojechał do sklepu. - Miał tylko kupić kartę do telefonu - opowiada Sławomir Jasik. - Nigdy nie zdarzało mu się nie wracać na noc, więc rano całą rodziną zaczęliśmy go szukać, a w południe zawiadomiliśmy policję.
Wtedy Patryk już nie żył. Leżał w płytkiej jamie wykopanej w lesie nieopodal wałów na Wiśle. Morderca zadał sobie trud, żeby wszystko wyglądało naturalnie. Po zasypaniu ciała świeży piach przykrył liśćmi, a na środku postawił wyrwane z korzeniami drzewko.
Kto mógł to zrobić? Policja z miejsca wytypowała Krzysztofa K. Poprzedniego dnia ludzie widzieli go z Patrykiem. Wielki i silny jak tur mężczyzna o ponurym pseudonimie Szpadel potwierdził, że pił z Patrykiem wódkę, ale potem chłopak gdzieś pojechał. Cztery dni później policja wiedziała już, że to kłamstwo. Zgłosił się świadek, który w nocy widział Krzysztofa K. na traktorze, a Patryka leżącego na ziemi w pobliżu kół pojazdu. "Szpadel" pękł i pokazał, gdzie ukrył zwłoki.
Zobacz: 4-latka pogryziona przez psy w Mikorzynie: Jej stan jest ciężki
Początkowo mówiono, że morderca rozjechał swą ofiarę ciągnikiem, a potem zawlókł do lasu. - Zebrany materiał tego nie potwierdza - mówi Edyta Żur, rzecznik policji w Opolu Lubelskim. - Sprawca wielokrotnie zmieniał zeznania. Mówił, że jechali razem w ciągniku i Patryk spadł. Przestraszył się, że kolega nie żyje i postanowił ukryć ciało. Nie można wykluczyć, że wlókł za ciągnikiem spętanego łańcuchem żywego kolegę. Wiemy jedynie, że działał wyjątkowo brutalnie.
Krzysztof K. usłyszał już zarzuty zabójstwa, spowodowania uszkodzeń ciała i jazdy pod wpływem alkoholu. Do zabójstwa się nie przyznał. Grozi mu dożywocie.