Nie minęło kilka sekund, kiedy auto wzięło młodego mężczyznę na maskę, miażdżąc przy tym skuter. Kierowca przeleciał przez przednią szybę i wpadł do środka pojazdu. I jak, jeśli nie cudem, można nazwać to, że pan Marcin z całego wypadku wyszedł tylko ze złamaną kostką!
Pan Marcin feralnego dnia postanowił pojechać skuterkiem do sklepu po zakupy. Z mlekiem i bułkami wyjeżdżał powoli ze sklepu w Bełżcu i niestety nie spojrzał w bok. Był zupełnie bezradny, patrząc na sunące na niego suzuki. Poczuł uderzenie i przez chwilę nie wiedział, co się dzieje...
Gdy po groźnym wypadku Marcin Brogowski usłyszał muzykę, myślał, że to chóry anielskie. Zanim zrozumiał, że to muzyka płynąca z radia auta, które w niego wjechało, a on sam siedzi, jak gdyby nigdy nic na tylnym fotelu, minęło kilka chwil. Pomyślał jedynie, że jest w czepku urodzony i po prostu... wysiadł przez tylne drzwi. Nie wierzył, że żyje.
I on, i kierująca pojazdem 40-latka byli trzeźwi. Pan Marcin trafił do szpitala, gdzie założono mu gips.
- Dobrze, że ta pani nie jechała z dziećmi. Wypadek mógłby się wtedy skończyć tragicznie - mężczyzna ociera pot z czoła. - Za miesiąc miałem jechać z przyjaciółmi na wakacje do Niemiec. Mam nadzieję, że do tej pory wydobrzeję - mówi szczęściarz.