Przemysław Gosiewski, szef PiS-owskiego "zespołu pracy państwowej", ma teraz więcej czasu, niż gdy był szefem klubu. Nie bryluje w mediach tak jak kiedyś, ale jego popularność nie maleje. Przekonaliśmy się o tym ostatnio w jednej z warszawskich pizzerii. Poseł wpadł tam ze swoimi dziećmi, Kingą (9 l.) i Miłoszem (10 l.), na dużą pizzę z boczkiem. Na odchodne został poproszony o autograf przez samego właściciela pizzerii. Oczywiście nie odmówił.
Przeczytaj koniecznie: Gosiewski zamieszany w pornoaferę?
- Nigdy nie odmawiam nikomu w tego typu sytuacjach - zdradza nam poseł PiS. - Bardzo często ludzie proszą mnie o autografy. To jest bardzo miłe - przyznaje. Tym razem o pamiątkowy podpis nie poprosił zagorzały wielbiciel PiS. - Ten pan powiedział mi, że nie jest sympatykiem mojej partii, ale prosi mnie o autograf, ponieważ mnie szanuje - tłumaczy Gosiewski, który... podpisał się na ulotce reklamującej pizzerię.