Próbuję spojrzeć zupełnie z boku na sprawę, w którą jestem osobiście zaangażowany. Chodzi o proces sądowy, który polonijny biznesmen wytoczył "Super Expressowi" i który - ku przerażeniu wszystkich - wygrał. Patrzę z boku i co widzę?
Otóż widzę Edwarda Mazura śmiejącego się w kułak z polskiego państwa. Siedzi w kucki i ryczy z nas wszystkich ze śmiechu. Dlaczego? Bo Mazur według polskiej policji, polskiej prokuratury, polskiego ministra sprawiedliwości brał współudział w zamordowaniu komendanta głównego policji Marka Papały, bo Mazur ukrywa się w Ameryce przed polskim sądem ze strachu, że na lata trafi za kraty i ten sam Mazur w sądzie, którego boi się jak ognia, wygrywa proces z gazetą, która konsekwentnie, w interesie publicznym opisuje mętną przeszłość tego trochę biznesmena, a trochę agenta PRL-owskich służb uwikłanego w zabójstwo! Jeżeli ta sytuacja nie jest chora i nie pokazuje bezsilności naszego państwa, to może jakiś sędzia wytłumaczy mi, czym jest choroba?
A teraz trochę faktów: 11 lat temu w Warszawie zastrzelono szefa polskiej policji generała Marka Papałę. Nazwisko biznesmena Edwarda Mazura od razu pojawiło się w tym śledztwie. Był w kręgu podejrzanych o zlecenie zabójstwa. W 2002 roku prokuratura zatrzymała go, ale wtedy zaczęły dziać się cuda z owym ustosunkowanym ze służbami komunistycznymi biznesmenem. Mimo dysponowania przez prokuratora zeznaniami gangstera wskazującymi na Mazura jako zleceniodawcę morderstwa, nie przesłuchano go, nie postawiono zarzutów i wypuszczono na wolność. Mazur natychmiast zwiał z kraju do USA. W 2005 roku wydano za nim międzynarodowy list gończy. W 2007 roku amerykański sąd nie zgodził się wydać nam biznesmena. Ale polska prokuratura nie ustaje, żeby jednak usłyszał zarzuty udziału w zabójstwie. Niedawno mówił nawet o tym ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski: "Chcemy, by usłyszał zarzuty i stał się formalnie podejrzanym. Jesteśmy dalej przekonani, że współuczestniczył on w popełnieniu tego przestępstwa".
W tym czasie trwała już w najlepsze sprawa, którą Mazur przez pełnomocników wytoczył "Super Expressowi". Najpierw na przeprosiny skazał nas sąd okręgowy. Wina? Nasi dziennikarze byli szybsi niż prokuratorzy i informowali na przykład o tym, że za Mazurem stał silny układ wywodzący się ze służb specjalnych PRL. Ale wtedy nie można było jeszcze o tym informować. Teraz można, bo tak w swoim wyroku uznał sąd apelacyjny, który jednak skazał "Super Express" na przeproszenie Mazura za stwierdzenie, że gangster "Słowik" pomagał mu znaleźć morderców. Sąd oczywiście wie, że prokuratura chce Mazurowi postawić zarzuty nakłaniania płatnego mordercy Artura Zirajewskiego do zabicia Papały.
Czy nie byłoby lepiej zaczekać z wyrokiem do przesłuchania przed polskim sądem Edwarda Mazura. Czy ten cząstkowy już prawomocny wyrok uznający w dużym stopniu, że to jednak "Super Express" miał rację, ale jednak w jednym pobocznym wątku - niekorzystny dla nas, nie stwarza wrażenia, że podejrzany o podżeganie do morderstwa jest niewinny, skoro jest przepraszany? Czy nasze przeprosiny, które mamy wydrukować, mogą brzmieć jak tytuł mojego tekstu?
Sławomir Jastrzębowski
Redaktor naczelny "Super Expressu"