Ewa Niegowska trzy lata temu dostała silnego krwotoku z ucha. Przerażona wybrała się do lekarza. Diagnoza brzmiała jak wyrok śmierci - nowotwór przewodu słuchowego, ziarniak. Jej synek Kubuś miał wtedy niespełna rok. Był zdrowym, normalnie rozwijającym się dzieckiem i kobieta bez przeszkód mogła rozpocząć leczenie. Przeszła pięć operacji, lekarze usunęli jej guza. Wciąż jednak powinna być pod opieką specjalistów, brać leki. Choć miała wyznaczone terminy wizyt, wydarzyło się coś, co kazało jej zapomnieć o własnym zdrowiu.
- Mój synek zachorował na niewydolność nerek - opowiada kobieta. - Chorobę szybko udało się zwalczyć, ale musieliśmy jeździć do lekarza na kontrole. W lipcu, okazało się, że Kubuś ma guza na nerce - wspomina łamiącym się głosem.
ZOBACZ:
ANNA GERMAN ukrywała, że ma NOWOTWÓR KOŚCI i NIE CHCIAŁA się LECZYĆStan chłopca pogarszał się z dnia na dzień. Chirurdzy wycięli mu dwucentymetrowy nowotwór, ale to nie koniec walki z rakiem. Kubuś przechodzi teraz wycieńczającą go chemioterapię, na którą kilka razy w miesiącu musi stawiać się w szpitalu w Warszawie. Takie wyjazdy to olbrzymi wydatek dla rodziny utrzymującej się z niewielkiego gospodarstwa rolnego, więc pani Ewa postanowiła poświęcić się dla synka. Sama zrezygnowała z leczenia, nie przyjmuje leków i nie odwiedza lekarzy. - Nikt nie może zmusi pani Ewy do leczenia. Jeśli jednak specjaliści zalecili kontynuowanie kuracji, powinna ich posłuchać - ocenia dr Marek Domurat z Białegostoku.
- Najważniejszy jest teraz Kubuś, o sobie pomyślę wtedy, kiedy on wyzdrowieje - mówi matka.