To były sceny jak z filmu gangsterskiego. Trzech osadzonych: 40-letni Bartosz Śmiśniewicz z Bydgoszczy, 39-letni Robert Böttcher z Grudziądza, 23-letni Marcin Piechocki z Grudziądza prawdopodobnie najpierw przepiłowali kraty i wyjęli je z okna, potem przerzucili za mur długą linę - aż na podwórko należące do urzędu gminy. Tam ktoś na nich czekał. Musiał naciągnąć linę, aby jego kompani mogli wydostać się na wolność. Jak nieoficjalnie ustalił Super Express, skazani mieli dostęp do telefonu komórkowego, piły i długiego sznura. Te informacje we wtorek potwierdził Borys Budka w RMF FM. - Wynika, że osadzeni mieli dostęp do przedmiotów, których nie powinni mieć w celach i to umożliwiło im ucieczkę - powiedział szef resortu sprawiedliwości. Uciekinierzy to niebezpieczni ludzie. Böttcher to recydywista. Ma na sumieniu rozboje i pobicia. Na wolność miał wyjść w roku 2025, podobnie jak zamieszany w napady na banki Śmiśniewicz. Piechockiemu, skazanemu za wyłudzenia, pozostały do odsiadki niecałe dwa lata. Gdzie teraz są? Nie wiadomo. - Trwa za nimi pościg - lakonicznie informuje policja.
Czytaj: Tak przestępcy uciekli z więzienia w Grudziądzu!
Zobacz: Ktoś pomógł uciekinierom z więzienia w Wałbrzychu! NOWE FAKTY