„Stróże prawa uzyskali informację, że mieszkaniec Jastrzębia ma przebywać w domu swoich rodziców” – czytamy we wtorkowym (23 kwietnia) komunikacie jastrzębskiej policji. Nazywając rzeczy po imieniu: ktoś zadenuncjował (lub jak kto woli: zakapował) poszukiwanego. Policja złożyła wizytę we wskazanym w informacji miejscu. Domowników było w nim wielu, ale – jak się łatwo domyśleć – nikt nie widział od dawna ściganego. Policjanci nie dali wiary w te zapewnienia i przetrząsnęli dom. „W jednej z części budynku mieściły się drzwi prowadzące do jednej z łazienek. Drzwi były zasłonięte różnymi przedmiotami. Miało to sugerować, że przejście od dawna nie jest użytkowane”. Kamuflaż był to słaby. Mundurowi odsunęli zawalidrogi, weszli do łazienki, a w niej były kolejne drzwi. Też marny kamuflaż. Drzwi nie były atrapą. Mundurowi otworzyli je i zobaczyli za nimi poszukiwanego. Siedział sobie cichuteńko, w specjalnie przygotowanym na taką okoliczność, pomieszczeniu. Był zaskoczony, bo pewnie myślał, że takiej kryjówki, to by nawet służby specjalne nie odkryły.
Policja zgarnęła poszukiwanego. Przy okazji zabrała ze stołu w tym tajnym bunkrze nieco narkotyków. „Jak ustalili śledczy, jastrzębianin podczas czterech lat ukrywania się przed organami ścigania wyjeżdżał za granicę do pracy, a po powrocie ukrywał się w domu rodziców”. Skutecznie, ale do czasu.