To były sceny jak z gangsterskiego filmu. Tydzień temu około czwartej nad ranem funkcjonariusze drogówki z Sandomierza (woj. świętokrzyskie) próbowali zatrzymać do rutynowej kontroli Hondę Civic. Ale jej kierowca tylko przyspieszył. Nic dziwnego - za kierowcą siedział poszukiwany za liczne włamania Mateusz R. (27 l.), a obok niego siedział pijany Robert J. (25 l.). Mieli przy sobie łom i stos pięciozłotówek pochodzących z kradzieży, więc byli zdeterminowani, by nie dać się złapać.
Honda gnała na złamanie karku w stronę Tarnobrzega, za nią radiowozy na sygnałach. Jednocześnie już w granicach miasta policja ustawiła na drodze blokadę i ściągała w to miejsce posiłki. I właśnie tam doszło do dramatu. - Bandyci ominęli radiowóz blokujący drogę i zderzyli się z innym, który nadjeżdżał z przeciwka - relacjonuje Beata Jędrzejewska-Wrona, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Tarnobrzegu.
Rannych zostało czterech funkcjonariuszy - taka była cena za schwytanie bandziorów. Wszyscy trafili do szpitala. Dwaj z nich wciąż jeszcze tam leżą, bo ich obrażenia okazały się poważne. Opłatkiem przełamią się z bliskimi na szpitalnych łóżkach.
ZOBACZ TAKŻE: Pościg za Hondą jak w filmie! Próbował staranować blokadę