- Mamy ośmioro dzieci i 1200 złotych na miesięczne utrzymanie. Piątka chodzi do szkoły i dzięki obiadom dzieci w ubiegłym roku nie brały kanapek do szkoły. To była dla nas duża ulga - mówi rozgoryczona Mariola Sadło (38 l.).
Okazuje się, że ani dzieci pani Marioli, ani inni uczniowie z ubogich rodzin we wrześniu nie mają co liczyć na porcję ciepłego posiłku. Wszystko przez pracowników GOPS-u, którzy rozpisali przetarg na dożywianie uczniów z pięciu gminnych szkół. Niestety, pierwszy przetarg nie był przeprowadzony prawidłowo i po proteście jednej z biorących w nim udział firm został anulowany, a drugi zostanie rozstrzygnięty dopiero w połowie września. - Radca prawny się pomylił, szedł na urlop i nie dopilnował szczegółów. Kiedy się zorientowałam, nic nie można było już zrobić - pokrętnie tłumaczy się Kazimiera Seżysko (60 l.), kierownik GOPS w Świdwinie. Niestety, tłumaczenia pracowników GOPS-u i obietnice zorganizowania posiłków już w październiku nie wypełnią dzieciom brzuchów. - Niech urzędnicy mi teraz powiedzą, za co mam kupić dzieciom jedzenie do szkoły - mówi Mariola Sadło.