W 2008 roku państwo Wojciechowscy chcieli pomóc córce, która nie miała zdolności kredytowej. Wypatrzyli dla niej 44-metrowe mieszkanie na warszawskiej Ochocie za 350 tysięcy. Sami mieli już własne mieszkanie w Mszczonowie, 40 kilometrów od stolicy, na które pozostało im do spłacenia 60 tysięcy złotych. Bank zaproponował im "atrakcyjną" ofertę - połączenie obu kredytów w jeden frankowy.
- Dostaliśmy kredyt na 240 tysięcy franków, tylko na 17 lat, bo jako główny kredytobiorca z racji wieku nie mogłam wziąć na dłużej. Rata wynosiła 1500 franków, czyli wtedy 3000 złotych. Już kilka miesięcy później kurs franka gwałtownie skoczył. Byliśmy przerażeni, trzeba było płacić ponad 5,5 tysiąca miesięcznie - mówi frankowiczka.
Rodzina kredyt spłacała do listopada 2011, wtedy pani Krystyna straciła pracę i płynność finansową. Próbowali szukać ugody, ale bank wypowiedział im umowę i skierował sprawę do windykacji.
- Od tamtej pory walczymy z komornikiem, a odsetki od naszego długu rosną we frankach - mówi pan Dariusz i pokazuje dokument poświadczający, że obecnie rodzina zalega na 358 tysięcy franków, czyli prawie 1,5 mln zł!
- Chcemy w sądzie unieważnić umowę kredytową. Jeśli się nie uda, to oba mieszkania zostaną zlicytowane, a my, córka i wnuki zostaniemy bez dachu nad głową i z ogromnym długiem - płacze pani Krystyna.
Zobacz: 500 zł na dziecko: Czy dostaną je uchodźcy oraz imigranci? [WYJAŚNIAMY]