Kobieta przeleżała całą noc w szpitalu, a rano dowiedziała się, że jej córeczka nie żyje. - To przez lekarzy moja mała Madzia zmarła - mówi zrozpaczona kobieta. - Powinni zapłacić za to, co zrobili. Tak cieszyli się na to dziecko. Pani Anna i jej partner Józef (50 l.) godzinami mogli rozmawiać o tym, jaka będzie Madzia. Gdzie pójdzie do szkoły, do kogo będzie bardziej podobna? Kiedy minął planowy termin porodu, pani Anna trafiła do szpitala w Sokołowie Podlaskim. Była trochę niespokojna, bo dziecko ruszało się coraz słabiej.
- To nie jest normalne - tłumaczyła lekarzowi dyżurnemu, którym był Marek C. (46 l.). Kobieta została podłączona do kroplówki. - Zróbcie mi lepiej cesarkę - błagała. - Czuję, że jest źle - przekonywała lekarza. Ten jednak utrzymywał, że jest wszystko w porządku. - Przekonywał, że muszę urodzić naturalnie, że tak będzie lepiej - wspomina kobieta.
Pani Anna spędziła noc na szpitalnym łóżku. Rano, kiedy w szpitalu pojawił się ordynator oddziału położniczego Krzysztof P. (49 l.), ponowiła prośbę o cesarskie cięcie. Znów bez powodzenia. Po pewnym czasie pojawiła się pielęgniarka. Stwierdziła brak pulsu dziecka. Lekarze zanotowali zgon...
Sekcja zwłok wykazała, że dziecko było zdrowe i mogło funkcjonować poza łonem matki. Niestety, udusiło się, bo - jak orzekli biegli - pępowina owinęła mu się wokół szyi. Pan Józef złożył doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez lekarzy.
- Jak to możliwe, że nie pomogli rodzącej kobiecie? Zbywali ją, aż doszło do tragedii - mówi załamany. Prokuratura postawiła lekarzom zarzuty. Ordynator Krzysztof P. i doktor Marek C. odpowiedzą przed sądem za nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka.
Grozi im za to 5 lat więzienia. Choć ich winę wykazało badanie biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej UJ, obaj medycy nie zamierzają się przyznać. - Nie uznaję opinii biegłych - powiedział nam Krzysztof P. - Będziemy się bronić, bo znamy się na swojej pracy - dodał. Pani Anna wie, że ukaranie lekarzy nie przywróci jej dziecka. Ale da poczucie, że sprawiedliwość istnieje.