Jedną z propozycji Boniego do ustawy o poprawie warunków świadczenia usług przez jednostki samorządu terytorialnego jest "stworzenie możliwości wykonywania zadań biblioteki szkolnej przez bibliotekę publiczną". Zdaniem "Głosu Nauczycielskiego" w praktyce oznacza to likwidację szkolnych bibliotek, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, takich jak ta w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Turośni Dolnej na Podlasiu.
- Nie mogę uwierzyć, że ktoś chce zamykać szkolne biblioteki. Dla dzieci to często jedyna szansa na kontakt z książką - oburza się polonistka i dyrektor szkoły Ewa Chrabołowska (45 l.). W kierowanej przez nią podstawówce uczy się 82 uczniów. Do gminnej biblioteki publicznej mają 5 km, a do wojewódzkiej w Białymstoku - aż 20. - Uczniowie już mają kłopoty ze słownictwem i ortografią, a jeśli zabierzemy im książki, będzie jeszcze gorzej. To dowód na to, że państwo nie dba o edukację - ocenia pani dyrektor.
Oburzenia nie kryje także bibliotekarka Agnieszka Bagińska (47 l.): - Rodziców nie stać na kupowanie lektur, a w szkolnych bibliotekach na pewno je znajdą. Poza tym biblioteka to nie tylko wypożyczalnia, lecz także miejsce spotkań, gdzie udostępniamy uczniom komputer z Internetem, uczymy korzystać ze słowników, redagujemy kronikę szkolną - wylicza.
- Biblioteka musi być. Jak nie będzie, to dzieci całkiem przestaną czytać - niepokoi się Monika Borowska (36 l.), której czwórka dzieci uczy się w podstawówce w Turośni Dolnej. Czy kulturoznawca i miłośnik książek minister Boni to zrozumie?