Pani Henryka prowadziła szkolny sklepik od 2006 roku. Sprzedawała w nim dzieciom jedzenie. Nie można było u niej kupić ani chipsów, ani tuczących hamburgerów i zapiekanek. Zamiast tego miała owoce, słodkie bułki, kanapki. - Niestety, nowe przepisy zabraniają mi sprzedawać większości tych produktów - mówi rozżalona kobieta. - Na pewno nie powinno być w szkołach fast foodów, ale dlaczego nie mogę sprzedać smakowej wody mineralnej, która zawiera śladowe ilości cukru, albo bułki drożdżówki?
Faktycznie, przepisy są rygorystyczne. Na przykład w kanapce nie może być mięsa, które zawiera więcej niż 10 gramów tłuszczu, a w jogurcie i innych produktach mlecznych - nie więcej niż 10 gramów cukru i tłuszczu. Cukru nie mogą zawierać nawet surowe warzywa i owoce! - Wylali dziecko z kąpielą. Teraz parę tysięcy sklepikarzy straci przez to robotę, często jedyne źródło utrzymania - mówi pani Henryka.
Zobacz także: Sklepiki szkolne bez śmieciowego jedzenia