Jest jedną z kilkuset osób, którym z dnia na dzień odmówiono leczenia. Pani Wioletta choruje na raka nerki od trzech lat. Ma przerzuty do kości. Od dwóch i pół roku jest leczona w warszawskim szpitalu przy Szaserów.
W poniedziałek pojechała do Warszawy i usłyszała, że leki są, ale nie dla niej. Prezes NFZ zabronił bowiem szpitalowi stosowania nowoczesnych leków. Odesłano ją do Centrum Onkologii (według rozporządzenia tylko placówki zatrudniające konsultantów onkologicznych mogły stosować leczenie niestandardowe). Pani Wioletta wróciła więc do domu i następnego dnia ponownie ruszyła do Warszawy po leki. Ciężko chora kobieta, osłabiona tego dnia po dializie, miała do pokonania 100 km.
- W Centrum Onkologii usłyszałam, że nie ma mowy o moim leczeniu. Że jest kolejka. Mają swoich pacjentów i ja nie mam żadnych szans - mówi. - Nie potrafię opisać, co wtedy czułam. Bezsilność, rozpacz. Na pewno pomyślałam, że to już koniec. Ktoś wydał na mnie wyrok. Ale dlaczego ktoś obcy, jakiś urzędnik jedną decyzją zabiera mi szansę na walkę z chorobą...? - dodaje pani Wioletta. Na szczęście otrząsnęła się.
- Powiedziałam sobie, że będę walczyć do końca. Nie pozwolę, żeby moje życie przekreślił człowiek, którego nie stać nawet na szczere przeprosiny. A do pana premiera mam pytanie: czy renta socjalna to wszystko, co państwo ma dla ciężko chorych ludzi?