Wiktoria poprosiła go, by odprowadził jej koleżankę Lenkę do domu położonego na osiedlu po drugiej stronie uczęszczanej trasy nr 44. Michał Grudziński się zgodził. Zawsze chętnie pomagał innym. Poszli w trójkę. Niemal się udało – cała trójka była już blisko lewej krawędzi jezdni, gdy nadjechał Arkadiusz O. i uderzył w nich z prędkością kilkudziesięciu km/h.
Z wypadku niewiele pamięta. - Pamiętam jedynie, że Wiktoria poprosiła, żebym odprowadził Lenę. Potem pamiętam szpital – mówił podczas drugiej rozprawy przeciw Arkadiuszowi O. poszkodowany.
Lenka i Wiktoria zginęły. Michał trafił od szpitala, gdzie stoczył walkę o życie. Na szczęście wygrał, ale do pełnego zdrowia szybko nie wróci. Jest pod opieką psychologa, urologa oraz ortopedy. Za kilka miesięcy przejdzie kolejną operację ortopedyczną. A rehabilitacja będzie trwała następne miesiące. – Po tym wypadku nic już nie jest takie samo. Lekarze mówią, że już zawsze będę utykał. Kość była zupełnie pogruchotana. Noga czasami boli tak, że ból jest nie do wytrzymania. Psychicznie też nie jest dobrze. Od czasu wypadku mam problemy z bezsennością. Ten koszmar wraca do mnie codziennie – mówi nam Michał Grudziński.
Trauma nie opuszcza Michała Gruszczyńskiego. O tym, że w wypadku zginęły dziewczynki dowiedział się dopiero w trzy tygodnie później. - Ja mu nie chciałam mówić, żeby się bardziej nie załamał. Walczył wtedy o życie. Dowiedział się od policji. Michał to bardzo przeżywa. W sobotę Wiktoria miała by urodziny. Myśli natrętnie wracają. Michał wyrzuca sobie, że ich nie dał rady uratować. Mnie opowiadali ludzie, że Michał w ostatniej chwili próbował odepchnąć dziewczynki, dlatego ma zgruchotaną prawą nogę, bo się obrócił do nich. Chciał je jeszcze na tych pasach ratować. Powinien dostać w lewą nogę – mówi matka Michał Anna Grudzińska (42 l.).
Arkadiusz O. w czwartek w sądzie się nie stawił. Złożył jednak wyjaśnienia na poprzedniej rozprawie. Nawet płakał i przepraszał, ale tak najbliżsi Leny i Wiktorii, jak i Michał Grudziński w jego skruchę nie wierzą. - Liczę na to, ze dostanie zasłużoną karę. Jak wysoką, to już niech decyduje sąd. Nie wiem, czy jesteśmy w stanie mu wybaczyć – powiedziała nam Beata Piotrowska-Zgraja, mama Wiktorii.