Uratował go płaszcz, który rozpostarł się na wietrze. Dzięki niemu pan Dawid leciał z góry nie jak kamień, ale niczym filmowy Batman.
I pomyśleć, że to mógł być ostatni papieros w życiu Dawida Łukaszczyka. Młody mężczyzna często wychodził na balkon, żeby zapalić. Ale tego wieczoru czekały go mocne wrażenia... Pan Dawid wrócił ze swoim ojcem z wieczornego piwka i tak jak stał - wyszedł na balkon. Na uszy naciągnął czapkę, postawił kołnierz swojego długiego granatowego płaszcza. Mroźne powietrze szczypało go w policzki. Było mu zimno, więc postanowił się trochę rozruszać. I nagle poczuł, że dziwnie plączą mu się nogi. - Wszystko przez ten oblodzony balkon - opowiada Dawid Łukaszczyk. Miał się właśnie po raz kolejny zaciągnąć, kiedy w ułamku sekundy stracił panowanie nad swoim ciałem, przechylił się przez barierkę i z wysokości trzeciego piętra runął w dół. - Już miałem całe swoje życie przed oczami, już myślałem, że to koniec. Nic nie mogłem zrobić - opowiada wciąż zszokowany.
Na szczęście pan Dawid miał na sobie płaszcz!
- To on uratował mi życie - mówi mężczyzna. Bo gdy ocknął się pod swoim balkonem, trzy piętra niżej, nie mógł uwierzyć, że żyje. Sam wyciągnął komórkę i zadzwonił po pomoc. Przyjechała policja i pogotowie i nikt nie mógł uwierzyć, że mężczyzna przeżył upadek. Bliscy pana Dawida nie mają wątpliwości - płaszcz pana Dawida zadziałał jak spadochron. - Albo jak skrzydła Batmana - dodają sąsiedzi, którzy na samo wspomnienie wypadku z niedowierzaniem kręcą głowami.
Feralny skoczek dochodzi teraz do siebie w szpitalu w Lesznie. - Mam złamaną rękę, mostek i boli mnie kręgosłup - mówi pan Dawid. Mężczyzna nie może też palić, bo ma odbite płuco.