Brytyjczyk wyskoczył z samolotu nad miejscowością Whitchurch w zachodniej Anglii i gdy był już na wysokości mniej więcej kilometra, postanowił otworzyć spadochron. Z całej siły pociągnął uchwyt i... nic! Spadochron odmówił posłuszeństwa! Skoczek nie stracił zimnej krwi. Szybko złapał za rączkę od zapasowego spadochronu, który otworzył się tylko częściowo. Przerażony Paul oczami wyobraźni widział już swoje zmasakrowane ciało wbite w ziemię. I gdy Lewis z zawrotną prędkością zbliżał się do ziemi, stał się cud! Spadochroniarz miał lada moment runąć na dach hangaru, zamknął oczy w oczekiwaniu na najgorsze i nagle poczuł potężne szarpnięcie. Otworzył oczy i stwierdził z całą stanowczością że żyje! Okazało się, że spadochron zahaczył o krawędź blaszanego magazynu, co zamortyzowało zabójczą siłę upadku. Paul uderzył tylko głową o dach i doznał niegroźnych obrażeń szyi.
Przeżył upadek z 3 km!
2009-08-18
7:00
Drugiego takiego szczęściarza ze świecą szukać! Paul Lewis (40 l.) spadł z wysokości 3000 metrów i żyje!