Antoni Zawadzki po rozstaniu z żoną zamieszkał u kolegi. Często siadywali przy alkoholu i rozmawiali o życiowych porażkach. Ostatni taki wieczór mógł skończyć się dla pana Antoniego bardzo tragicznie. Jego kolega położył się spać, a on chciał jeszcze posiedzieć przy piecu. Nagle do domu wpadło trzech młodych pijanych mężczyzn. - Nie wiem, o co im chodziło i kim byli. Od razu zaczęli mnie bić i kopać - opowiada 40-latek.
Po chwili stracił przytomność. Kiedy się ocknął i otworzył oczy, zorientował się, że jego oprawcy wyszli przed dom i naradzają się, co robić.
- Gdybym wybiegł na zewnątrz, zabiliby mnie. Postanowiłem więc po cichu wleźć do szafy - kontynuuje pan Antoni. To go uratowało. Kiedy bandyci zorientowali się, że zniknął, zaczęli wściekle miotać się po domu.
- Krzyczeli: " Łapać go! Trzeba go zabić!" - wspomina pan Antoni.
Przerażony i zakrwawiony skulił się w szafie. Wymacał w kieszeni telefon komórkowy i wezwał policję. Oprawcy: Kamil D. (27 l.), Marek H. (23 l.) i Jakub O. (21 l.), zostali ujęci. Grożą im 3 lata więzienia. Pan Antoni ma okropne siniaki na twarzy i ciele, stłuczone płuco i złamane żebra. Ale najważniejsze, że żyje.