Niestety, niemal wszystkie cierpią na różne choroby. Niektóre z nich zostały brutalnie potraktowane przez stado, co widać m.in. po nadgryzionych uszach. Teraz futrzaki są pod opieką Marty Białasik, lekarza weterynarii specjalizującej się w leczeniu królików i szefowej Śląskiego Króliczoka. Wiele z nich czeka na operację. Wszystkie muszą przyjmować leki. Zwierzaki zostały rozlokowane w różnych miejscach - m.in. w sosnowieckim schronisku. Taka liczba królików to nie lada kłopot dla Śląskiego Króliczoka. Fundacja potrzebuje właściwie wszystkiego. Najbardziej siana i ziół dla królików. Przydadzą się też poidełka, kuwetki, klatki, miski, paśniki i podkłady higieniczne. No i wolontariusze, bo podawać jedzonko, leki czy sprzątać przy takiej gromadzie uszaków to nie jest prosta sprawa. Po przebyciu leczenia i kwarantanny króliczki trafią do adopcji.
ZOBACZ: Cielak jechał w audi [ZDJĘCIA]